*Perspektywa Alexego*
Otworzyłem drzwi. Stał w nich ten chłopak z Ally na rękach.
-Chodź, tu.– Wskazałem. by szedł za mną.
Szedł za mną niepewnie. Chyba bał się, że na niego naskoczę i źle potraktuje. Ale ja wiedziałem, że uratował moją kochaną siostrzyczkę. Moją małą ukochaną siostrzyczkę. Moją małą Ally. Gdy położył ją na kanapie, byłem przerażony. Zabrałem blondyna do kuchni, kazałem zaczekać. Przyniosłem apteczkę, zacząłem opatrywać otarcia na łokciach i przedramionach. To była najcięższa chwila w moim życiu. Miała masę siniaków i otarć. Na rękach, brzuchu, plecach i nogach. Okryła się tak bym nie widział zbyt dużo jej ciała.
- Czy on ci to zrobił? – Ona pokiwała przecząco. – A czy zostałaś wykorzystana? – musiałem zapytać, ledwie to przeszło mi przez usta.
Zaczęła płakać. Wiedziałem, że stało się najgorsze. Moja ukochana siostrzyczka została zgwałcona.
- Ally to trzeba zgłosić na policję. Muszą zamknąć tego skurwiela – denerwowałem się.
- Nie, błagam. – Płakała, a jej słowa były urywane. – Nie chcę mówić o tym.
- Ally, pomogę ci, tata też – mówiłem, tuląc ją do siebie.
Wtedy do domu wszedł ojciec.
- Co tu się dzieje? – zapytał – O mój.. Ally, co ci się stało?
- Napadli ją i..
- Kto cię skrzywdził? Jedziemy do szpitala! – nalegał a ton jego głosu się podnosił. - Alexy zabieramy ja do auta.
- Nie, błagam. – Rozpłakała się na dobre.
- Wiesz, ile będzie to kosztowało ją wysiłku. Chyba każdy wie, jak wyglądają te procedury – szepnąłem.
- Chcę do pokoju. – Jej głos był przerywany i pełen bólu.
- Zajmę się nią. Zostań tu. Świetnie się spisałeś, synku – polecił. – Zostanę z tobą na noc, córeczko.
Wziął ją na ręce i wyniósł do pokoju. Wtedy przypomniało mi się, że w kuchni jest Austin. Wszedłem i zobaczyłem wybawcę mej siostry.
- Coś do picia, jedzenia?
- Nie rób sobie kłopotu – rzucił szybko.
- Ale to żaden kłopot. Proszę, nie odmawiaj mi. Bohater zasługuje na najlepsze traktowanie. Zrobię kanapki i herbatę.
Szybko przystąpiłem do przygotowywania posiłku.
- Dziękuje, że ją uratowałeś.
- Nie jestem żadnym bohaterem. Byłem tylko w odpowiednim miejscu i czasie – wyjaśnił.
- Gdyby nie ty, pewnie ten skurwiel, by ją skrzywdził – powiedziałem, stawiając na stole talerz z kanapkami i świeżo zaparzoną kawę, a potem usiadłem naprzeciwko niego. – Chciałbym wiedzieć, co się wydarzyło. Gdy pytałem co się stało, ona w końcu mi powiedziała. On ją… moją małą siostrzyczkę. Tata teraz zabrał ją do pokoju, ale ona cierpi. Chcę wiedzieć co się stało. Więc opowiedz. Proszę.
Głos mi zadrżał, a on to chyba wyczuł. Objął dłońmi kubek i pochylił się nad nim.
- To w sumie nic wielkiego. Później wyszedłem ze szkoły i spieszyłem się. Szedłem skrótem i zobaczyłem, że jakiś mężczyzna przyciska kobietę do ściany.
Zamilkł na chwilę. Widziałem, że bolało go to co teraz musiał mi powiedzieć. Przywołać do życia takie wspomnienia. Wiem jakie to trudne. Widziałem jak bił się z myślami. Zastanawiał się, co może mi powiedzieć. Ale to chyba nie tylko to go męczyło. Zdawał się cierpieć z powodu tego, co się stało.
- Wtedy coś we mnie pękło i musiałem działać. Krzyczałem, by odszedł i pobiegłem na niego, a on zwiał. Wtedy zobaczyłem, że ona tam dalej siedzi. Myślała, że on nad nią stoi i kazał odejść. Ale gdy podniosłem jej głowę, popatrzyła na mnie. Wtedy zdałem sobie sprawę, ze jest naga i okryłem ją ubraniem. Sukienka była podarta. Potem ją tu przyniosłem. Tak potwornie się o nią bałem.
Jeszcze bardziej się pochylił, by ukryć twarz.
- Hej, Austin. Rozumiem cię – powiedziałem, a on spojrzał na mnie niepewnie. - Ja.. kiedyś postąpiłem podobnie. Wiedziałem jak z klubu jakiś gościu wyciąga kobietę. Szarpała się, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Więc po prostu wybiegłem za nimi. Zdążył zedrzeć z niej sukienkę. Był na haju i chciał ją wykorzystać. Ale odciągnąłem go i kilka razy uderzyłem, bo się stawiał. Okryłem dziewczynę koszulą. Ale się uparła, że pojedzie taksówką. Ale… – wspomnienia wróciły.
To było okropne. Strasznie mnie męczyły, ale to nie wszystko.
Chyba wyczuł, ze cierpię.
- Nie musisz dalej mówić. Naprawdę, jeśli nie chcesz nie mów. Wiem, co czujesz.
- Ale to nie wszystko. Następnego dnia przeczytałem w gazecie, że została zabita. Ten sam człowiek ją napadł i zadźgał nożem. Pociął jej ciało nożem. Dwadzieścia jeden razy ją dźgnął. Gdy pojechałem na pogrzeb trumna była zamknięta, tak ją pociął. Rodzina mówiła, że wyglądała jakby ktoś ciął jej skórę na paski. To było okropne i do tej pory mam wyrzuty sumienia. Przecież mogłem ją odwieźć. Ale nie zrobiłem tego.
- To nie twoja wina. Zrobiłeś, co mogłeś.
Nic nie zmieni tego, że sumienie mnie gryzie, bo przecież mogłem być bardziej nieustępliwy.
- A co z Ally? Jak ona się czuje? – zapytał, patrząc prosto na mnie.
- Ona bardzo dużo przeszła. A do tego to. Moja siostrzyczka jest poraniona i posiniaczona. On ją zranił.
Serce mi się kraje na myśl o czymś takim.
- Czy będę mógł w czymś pomóc? – zapytał. Widać było, że dużo to dla niego znaczy.
- Na razie możesz zjeść i wypić herbatę.
Dopiero gdy to powiedziałem wziął się za posiłek.
- Poczekamy, aż mój tata przyjdzie.
- A jeśli zostanie z nią na całą noc? – ten blondynek chyba się o nią bał.
- Wiem, że przyjdzie i powie mi co z nią. Zawsze tak robił. Taki nasz układ. On wie, że jestem bardzo przywiązany do siostry. Może to wydawać się dziwne, ale zawsze tak było. Mama zginęła gdy byłem mały i zostaliśmy z tatą i Ally sami. Zawsze się wspieramy i nawzajem o siebie martwimy. Dlatego wiem, że przyjdzie.
Widać było, że ciężko mu jeść w takiej chwili, ale się przymusił.
***
Austin siedział ze mną i w ciszy czekaliśmy, aż tata przyjdzie i powie co z małą. Był taki blady i przemęczony, aż źle było na niego patrzeć. Gdy tak patrzę na tego chłopaka jest w nim coś dziwnie znajomego. Te blond włosy i brązowe oczy. Do tego ten układ twarzy i sylwetka.
A do tego strach o moją siostrzyczkę. On cały czas siedzi jak posąg, a jego oczy były jakby zasnute mgłą.
Wtedy usłyszałem, że ktoś idzie. To był tata.
- Dobry wieczór, my się chyba nie znamy? – Wskazał na chłopaka.
- To jest Austin, to on przegonił tego napastnika i przyniósł Ally do domu – objaśniłem.
- Miło pana poznać. – Wstał i podał mężczyźnie rękę.
Ja w tym czasie zrobiłem tacie kawę. Dobrze wiedziałem, że i tak nie pójdzie spać.
- Dziękuję ci, chłopcze. Ally jest naprawdę osłabiona i zasnęła po tak długim płaczu. Alexy, jutro masz zajęcia, musisz iść spać.
Skinąłem na znak zgody, a wtedy zwrócił się do Austina.
– Ty zapewne też chodzisz do szkoły.
- Tak. Chodzimy z Ally do jednej klasy.
- A zajęcia podatkowe, jeśli można zapytać? – zapytał.
- Artystyczne i dzisiaj zapisałem się jeszcze na siatkówkę.
- Jakoś nie wydaje mi się bym cię kiedyś widział – ciągnął przesłuchanie tata.
- Niedawno z rodzicami się tu przeprowadziliśmy – mówił.
- Robi się już dość późno – oznajmił tata i spojrzał na mnie. – Może podwieziesz Austina do domu?
- Jasne, bo teraz to trochę niebezpiecznie.
Poszliśmy do auta i w ciszy odwiozłem chłopaka. Szybko zniknął za drzwiami domu. Wróciłem do domu i jeszcze zajrzałem do Ally. Gdy wszedłem, brunetka się obudziła. Podniosła się z trudem na łokciach i spojrzała na mnie.
- Czy zostaniesz ze mną? Nie chcę być teraz sama.
- Jasne, mała – odparłem szybko.
Położyłem się obok niej, a ona się we mnie wtuliła. Moja mała siostrzyczka, tak bezbronna, tak krucha. Tak potwornie się bałem, że ją urażę. Ale musiałem przy niej zostać. W ten sposób byłem pewny, ze już będzie bezpieczna.
[ZAWIESZONY]Forever and always
niedziela, 24 lipca 2016
niedziela, 3 lipca 2016
Rozdział 17
*Perspektywa Austina*
Czułem jakbym unosił się ponad swoim ciałem. Jakby ciało i świadomość, oddzieliły się ode mnie. Stałem na szkolnym korytarzu. Ale to nie była moja obecna szkoła. To była moja dawna szkoła. Wtedy z koleżankami, przez główne drzwi, weszła ona. Śliczna, wysoka blondynka. To Carmen.
Spojrzała na mnie z tą charakterystyczną nutką zwycięstwa. Potem odeszła.
Ze snu wyrwał mnie budzik. może to nawet i lepiej. Nigdy dotąd jeszcze mi się nie śniła. Doskonale pamiętam tamten dzień. Miałem pójść pod jej dom i na nią czekać. Wtedy z budynku wyszła razem z piątką kolegów.
- A nie mówiłam. Wygrałam zakład. Umówiłam się z tym czymś, a teraz moja nagroda.
Wtedy ze stojącego opodal auta jeden z jej znajomych wyjął torebkę.
Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co wtedy zrobiła. Umówiła się ze mną, by wygrać torebkę. To tak potwornie bolało. Wtedy ostatni raz pozwoliłem sobie na takie uczucie jak miłość. Obiecałem sobie, że nigdy już nie dam się tak perfidnie wykorzystać.
Bolało mnie to co mi zrobiła. Uwierzyłem, że jednak nie jestem taki okropny, że mogę dla kogoś coś znaczyć. Zakochałem się w niej. I to był mój największy błąd.
Błąd, którego obiecałem nigdy więcej nie popełnić. Zerknąłem na ekran telefonu i zdałem sobie sprawę, że to był tylko budzik awaryjny. Mam 15 minut na zdążenie do szkoły.
*Perspektywa Ally*
Zeszłam do kuchni, wzięłam sobie z lodówki jogurt i łyżeczkę. Gdy miałam usiąść przy stole zauważyłam na blacie kanapki. Były zapakowane. Od razu pomyślałam o tacie. Pewnie zapomniał ich zabrać. Spojrzałam na zegarek i pomyślałam, że jeszcze przed zajęciami zdążę mu jest zanieść.
Biedny, musi wcześnie wstawiać i przez to często jest lekko roztargniony. To nie pierwszy raz, kiedy nie bierze śniadania do pracy.
Czasami myślę, że pracuje za dużo, ale to jest jakby jego lekarstwem. Nie raz widziałam jak siedział w pokoju z albumem i płakał. Mama zginęła, gdy byłam mała. Nawet jej nie pamiętam. Ale tata - on pamięta doskonale. Podsłuchałam jak opowiadał Alexemu o śmierci mamy. Jak znalazł ją i mnie w ruinach domu. Osłoniła mnie swoim ciałem, co przypłaciła życiem. Tata wtedy cierpiał. ale dla nas się pozbierał i zaczął wszystko od nowa. Dla mnie i Alexego był w stanie zrobić wszystko. Cały czas o nas dba i na każdym kroku pokazuje jacy jesteśmy dla niego ważni. Jest najwspanialszym tatą na świecie.
Gdy tylko zjadłam, ruszyłam w stronę sklepu ojca. Nie był daleko, więc byłam w kilka minut.
- Hej, córeczko, czemu nie idziesz do szkoły? - zapytał zaskoczony moją obecnością.
- Zostawiłeś śniadanie na stole i przyniosłam ci je. A do zajęć mam jeszcze pół godziny. Dzisiaj mamy na dziewiątą.
- O, bardzo ci dziękuje - powiedział, zabierając ode mnie opakowanie ze śniadaniem.
- Nie ma za co. Ja już będę zmykać. Wolę być chwilę przed zajęciami.
- Jasne, miłego dnia, skarbie!
- Dziękuję. Do zobaczenia. Wpadnę po lekcjach.
A on tylko kiwnął do mnie głową z uśmiechem na ustach na pożegnanie. Pomachałam mu i wyszłam.
***
Nic ciekawego się dzisiaj nie działo. Po lekcjach szłam do kawiarni. Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno.
Gdy tak szłam ulicą, włączyłam muzykę i założyłam słuchawki. Pogrążyłam się w całości w mojej ulubionej piosence.
Nawet nie zauważyłam, że obok mnie idzie Tom. Szybko ściszyłam muzykę.
- Hej, Ally, słońce. – pocałował mnie w policzek, a ja nawet nie zareagowałam. – Co jest? Czy to nie przypadkiem wina Moona?
- Nie, tylko źle spałam – skłamałam, wiedząc, że wściekłby się gdyby znał prawdę.
- Na pewno? Martwię się – szepnął mi do ucha, aż mnie wzdrygnęło.
„Akurat ty się nie martwisz o nikogo poza sobą.” Pomyślałam, ale nie odważyłabym się tego powiedzieć.
- Na pewno. Do późna czytałam, a potem jakoś nie mogłam zasnąć. Chodziła mi po głowie praca na fizykę. Chyba źle ją zrobiłam – początek nie do końca prawdziwy, ale dalej to już prawda.
- Jak zawsze dostaniesz dobrą ocenę. A ja jak zawsze jakąś mierną – powiedział, drapiąc się po głowie, coś chciał powiedzieć, ale było widać, że dobiera słowa.
- Co jest?
- Nic, po prostu pomyślałem, ze może udzielisz mi korepetycji u siebie w domu.
Od samego początku wiedziałam o czym pomyślał, a mnie zamurowało.
Stałam jak słup soli i patrzyłam na jego uśmiechniętą twarz. Gdy pomyślałam o tym co mi przed chwilą zaproponował, ponownie mną wzdrygnęło. Jak on mógł o tym pomyśleć.
- Po pierwsze, zapomnij. Wiem, że nie chodziło ci o naukę. No chyba, że biologii i to jeszcze w praktyce. Po drugie u mnie w domu zawsze ktoś jest. Alexy często wpada bez pukania, a tata różnie wraca do domu.
- Słonko, to nie problem, zawsze możemy pójść do mnie. – Jego oczy płonęły pożądaniem.
- Tom, wiesz, że ja tego nie chcę. Nie czuję się na to gotowa.
Tom objął mnie w pasie i zaczął rytmicznie kołysać. Na początku nie przeszkadzało mi to, ale kiedy jego ręce wylądowały pod moją koszulką, odepchnęłam go. Ledwie utrzymał równowagę.
- Co ty robisz?! – zezłościłam się na niego.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą w jedną z mniej uczęszczanych ulic. Przyszpilił mnie do ściany i zaczął obmacywać. Chciałam się uwolnić, ale mocniej ścisnął mój nadgarstek.
Bałam się.
Tak bardzo.
Serce zamarło mi w piersi i nie mogłam drgnąć. Tom całował mnie nachalnie i dotykał po brzuchu. Poczułam się taka słaba.
Po policzkach popłynęły pierwsze łzy.
*Perspektywa Austina*
Na szczęście zdążyłem na lekcję. Resztę dnia bardzo szybko mi zleciała. Nie mogłem się na niczym skupić, ale gdy nauczyciele pytali zawsze padało na mnie. Jednak mam chyba dość podzielną uwagę i zawsze wiedziałem, co powiedzieć.
Gdy zostałem wezwany do tablicy, rozwiązałem zadanie od początku do końca i dostałem piątkę.
- Austin czy coś się stało? – zapytała nauczycielka. – Jesteś jakiś nieobecny.
Ta piosenka mnie rozpraszała, ciągle słyszałem tą melodię. A do tego Ally, w ślicznej sukience.
- Wszystko dobrze. Tylko sporo myślałem nad nową piosenką i dlatego byłe troszeczkę rozproszony. Przepraszam to się więcej nie powtórzy.
- Cieszy mnie, że masz pasję, ale matematyka to matematyka. Wiem, że dużo umiesz. Jesteś bardzo zdolny. Ale nie chciałabym ci wstawić niesłusznie złej oceny. – Pani Corey jest naprawdę sympatyczną nauczycielką, żeby każdy nauczyciel taki był. – Pomyślałam, ze mógłbyś wziąć udział w konkursie.
- Ja? Naprawdę? – zszokowała mnie jej propozycja.
- Tak widzę, że jesteś zdolny i chciałabym sprawdzić na co cię stać. – Otworzyła teczkę leżącą na biurku i podała mi jedną z kartek. – Tu są zadania na poziom rozszerzony. Chciałabym, żebyś spróbował je w domu rozwiązać. Jeśli coś ci nie będzie wychodziło to zostaw, a ja pomogę ci je zrobić. Jednak myślę, że dasz radę sam. Gdy zrobisz zadania, przynieś mi kartkę. Chciałabym sprawdzić. A wtedy pomyślimy o jakichś konkursach. Dobrze?
Jej uśmiech sprawił, że poczułem dziwną pewność siebie.
- Dziękuję. Lubię matematykę i postaram się zrobić zadania jak najlepiej.
- Cieszy mnie to. A czy byłbyś chętny do udziału w konkursach? – zapytała zaciekawiona i za nadzieją, że się zgodzę.
- Oczywiście.
- Dobrze, to możesz już uciekać.
- Do widzenia, Pani Corey.
- Do widzenia.
Poszedłem od razu do parku. Siedziałem i rozwiązywałem zadania. Były naprawdę trudne, ale ja dość dobrze sobie radzę w funkcjami kwadratowymi. Czas szybko mi zleciał i zrobiło się ciemnawo, więc postanowiłem iść do domu. Do swojego łóżka i się wyspać. Bo ten dzień był męczący. Chciałem być w domu jak najszybciej i jeszcze zagrać tą piosenkę. Szedłem bardzo szybko i obrałem najkrótszą drogę do szkoły. Prowadziła przez jedną z ciasnych i wąskich uliczek. Jeszcze bardziej przyspieszyłem i już wkraczałem z najgorszy fragment drogi. Było ciemno, a kto wie jakie kreatury siedzą po ciemku.
Zobaczyłem jak jakiś mężczyzna szarpie kobietę i się do niej dobiera. On ją wykorzystywał fizycznie. To było potworne. Coś we mnie pękło. Nie widziałem ich twarzy, ale poczułem, że muszę coś zrobić.
- Hej ty, zostaw ją! – krzyczałem pełen gniewu. – Zostaw ją, słyszałeś mnie! Wypieprzaj!
Wtedy on się odwrócił i zobaczyłem, że to Tom. Odsunął się od dziewczyny, a ona osunęła się na ziemię. Ukryła twarz w dłoniach, a ja poczułem kolejną falę gniewu. Zacząłem biec w jego stronę. Cofnął się i błyskawicznie się odwracając, wziął nogi za pas.
Cholerny tchórz. Patrzyłem czy aby nie zatrzyma się.
Wtedy zerknąłem na dziewczynę. Byłą zupełnie naga. Młoda brunetka płakała i trzęsła się. Dotknęłam jej ramienia, a ona się odsunęła. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Zostaw mnie, Tom - wychlipała.
Ten głos. Ukucnąłem obok i delikatnie podniosłem jej podbródek. Ten widok mnie przeraził.
To była Ally.
Nie wiedziałem co zrobić. Była cała poobijana, miała poocierane ręce i obrzmiałe nadgarstki.. Byłem w niebywałym szoku. Szybko zrzuciłem plecak i zdjąłem koszulę i bluzę. Gdy chciałem ją okryć, kuliła się. Nie dawał się dotknąć. Dotyk ją przerażał. Ale musiałem jej pomóc.
- A może wezwę pogotowie?
- Nie – wybełkotała i mocno uchwyciła moją rękę.
Byłem jak otępiały. Nadal miałem jej krzyki w głowie.
Co mam robić? Może zaniosę ją do domu?
- Zaniosę cię do domu – powiedziałem i wyciągnąłem ręce, a ona zadrżała. – Pozwól, proszę. Zaniosę cię.
Podniosłem ją ostrożnie i ruszyłem w stronę jej domu. Gdy stanąłem na schodach. Drzwi się otworzył. Stał w nich…
Czułem jakbym unosił się ponad swoim ciałem. Jakby ciało i świadomość, oddzieliły się ode mnie. Stałem na szkolnym korytarzu. Ale to nie była moja obecna szkoła. To była moja dawna szkoła. Wtedy z koleżankami, przez główne drzwi, weszła ona. Śliczna, wysoka blondynka. To Carmen.
Spojrzała na mnie z tą charakterystyczną nutką zwycięstwa. Potem odeszła.
Ze snu wyrwał mnie budzik. może to nawet i lepiej. Nigdy dotąd jeszcze mi się nie śniła. Doskonale pamiętam tamten dzień. Miałem pójść pod jej dom i na nią czekać. Wtedy z budynku wyszła razem z piątką kolegów.
- A nie mówiłam. Wygrałam zakład. Umówiłam się z tym czymś, a teraz moja nagroda.
Wtedy ze stojącego opodal auta jeden z jej znajomych wyjął torebkę.
Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co wtedy zrobiła. Umówiła się ze mną, by wygrać torebkę. To tak potwornie bolało. Wtedy ostatni raz pozwoliłem sobie na takie uczucie jak miłość. Obiecałem sobie, że nigdy już nie dam się tak perfidnie wykorzystać.
Bolało mnie to co mi zrobiła. Uwierzyłem, że jednak nie jestem taki okropny, że mogę dla kogoś coś znaczyć. Zakochałem się w niej. I to był mój największy błąd.
Błąd, którego obiecałem nigdy więcej nie popełnić. Zerknąłem na ekran telefonu i zdałem sobie sprawę, że to był tylko budzik awaryjny. Mam 15 minut na zdążenie do szkoły.
*Perspektywa Ally*
Zeszłam do kuchni, wzięłam sobie z lodówki jogurt i łyżeczkę. Gdy miałam usiąść przy stole zauważyłam na blacie kanapki. Były zapakowane. Od razu pomyślałam o tacie. Pewnie zapomniał ich zabrać. Spojrzałam na zegarek i pomyślałam, że jeszcze przed zajęciami zdążę mu jest zanieść.
Biedny, musi wcześnie wstawiać i przez to często jest lekko roztargniony. To nie pierwszy raz, kiedy nie bierze śniadania do pracy.
Czasami myślę, że pracuje za dużo, ale to jest jakby jego lekarstwem. Nie raz widziałam jak siedział w pokoju z albumem i płakał. Mama zginęła, gdy byłam mała. Nawet jej nie pamiętam. Ale tata - on pamięta doskonale. Podsłuchałam jak opowiadał Alexemu o śmierci mamy. Jak znalazł ją i mnie w ruinach domu. Osłoniła mnie swoim ciałem, co przypłaciła życiem. Tata wtedy cierpiał. ale dla nas się pozbierał i zaczął wszystko od nowa. Dla mnie i Alexego był w stanie zrobić wszystko. Cały czas o nas dba i na każdym kroku pokazuje jacy jesteśmy dla niego ważni. Jest najwspanialszym tatą na świecie.
Gdy tylko zjadłam, ruszyłam w stronę sklepu ojca. Nie był daleko, więc byłam w kilka minut.
- Hej, córeczko, czemu nie idziesz do szkoły? - zapytał zaskoczony moją obecnością.
- Zostawiłeś śniadanie na stole i przyniosłam ci je. A do zajęć mam jeszcze pół godziny. Dzisiaj mamy na dziewiątą.
- O, bardzo ci dziękuje - powiedział, zabierając ode mnie opakowanie ze śniadaniem.
- Nie ma za co. Ja już będę zmykać. Wolę być chwilę przed zajęciami.
- Jasne, miłego dnia, skarbie!
- Dziękuję. Do zobaczenia. Wpadnę po lekcjach.
A on tylko kiwnął do mnie głową z uśmiechem na ustach na pożegnanie. Pomachałam mu i wyszłam.
***
Nic ciekawego się dzisiaj nie działo. Po lekcjach szłam do kawiarni. Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno.
Gdy tak szłam ulicą, włączyłam muzykę i założyłam słuchawki. Pogrążyłam się w całości w mojej ulubionej piosence.
Nawet nie zauważyłam, że obok mnie idzie Tom. Szybko ściszyłam muzykę.
- Hej, Ally, słońce. – pocałował mnie w policzek, a ja nawet nie zareagowałam. – Co jest? Czy to nie przypadkiem wina Moona?
- Nie, tylko źle spałam – skłamałam, wiedząc, że wściekłby się gdyby znał prawdę.
- Na pewno? Martwię się – szepnął mi do ucha, aż mnie wzdrygnęło.
„Akurat ty się nie martwisz o nikogo poza sobą.” Pomyślałam, ale nie odważyłabym się tego powiedzieć.
- Na pewno. Do późna czytałam, a potem jakoś nie mogłam zasnąć. Chodziła mi po głowie praca na fizykę. Chyba źle ją zrobiłam – początek nie do końca prawdziwy, ale dalej to już prawda.
- Jak zawsze dostaniesz dobrą ocenę. A ja jak zawsze jakąś mierną – powiedział, drapiąc się po głowie, coś chciał powiedzieć, ale było widać, że dobiera słowa.
- Co jest?
- Nic, po prostu pomyślałem, ze może udzielisz mi korepetycji u siebie w domu.
Od samego początku wiedziałam o czym pomyślał, a mnie zamurowało.
Stałam jak słup soli i patrzyłam na jego uśmiechniętą twarz. Gdy pomyślałam o tym co mi przed chwilą zaproponował, ponownie mną wzdrygnęło. Jak on mógł o tym pomyśleć.
- Po pierwsze, zapomnij. Wiem, że nie chodziło ci o naukę. No chyba, że biologii i to jeszcze w praktyce. Po drugie u mnie w domu zawsze ktoś jest. Alexy często wpada bez pukania, a tata różnie wraca do domu.
- Słonko, to nie problem, zawsze możemy pójść do mnie. – Jego oczy płonęły pożądaniem.
- Tom, wiesz, że ja tego nie chcę. Nie czuję się na to gotowa.
Tom objął mnie w pasie i zaczął rytmicznie kołysać. Na początku nie przeszkadzało mi to, ale kiedy jego ręce wylądowały pod moją koszulką, odepchnęłam go. Ledwie utrzymał równowagę.
- Co ty robisz?! – zezłościłam się na niego.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą w jedną z mniej uczęszczanych ulic. Przyszpilił mnie do ściany i zaczął obmacywać. Chciałam się uwolnić, ale mocniej ścisnął mój nadgarstek.
Bałam się.
Tak bardzo.
Serce zamarło mi w piersi i nie mogłam drgnąć. Tom całował mnie nachalnie i dotykał po brzuchu. Poczułam się taka słaba.
Po policzkach popłynęły pierwsze łzy.
*Perspektywa Austina*
Na szczęście zdążyłem na lekcję. Resztę dnia bardzo szybko mi zleciała. Nie mogłem się na niczym skupić, ale gdy nauczyciele pytali zawsze padało na mnie. Jednak mam chyba dość podzielną uwagę i zawsze wiedziałem, co powiedzieć.
Gdy zostałem wezwany do tablicy, rozwiązałem zadanie od początku do końca i dostałem piątkę.
- Austin czy coś się stało? – zapytała nauczycielka. – Jesteś jakiś nieobecny.
Ta piosenka mnie rozpraszała, ciągle słyszałem tą melodię. A do tego Ally, w ślicznej sukience.
- Wszystko dobrze. Tylko sporo myślałem nad nową piosenką i dlatego byłe troszeczkę rozproszony. Przepraszam to się więcej nie powtórzy.
- Cieszy mnie, że masz pasję, ale matematyka to matematyka. Wiem, że dużo umiesz. Jesteś bardzo zdolny. Ale nie chciałabym ci wstawić niesłusznie złej oceny. – Pani Corey jest naprawdę sympatyczną nauczycielką, żeby każdy nauczyciel taki był. – Pomyślałam, ze mógłbyś wziąć udział w konkursie.
- Ja? Naprawdę? – zszokowała mnie jej propozycja.
- Tak widzę, że jesteś zdolny i chciałabym sprawdzić na co cię stać. – Otworzyła teczkę leżącą na biurku i podała mi jedną z kartek. – Tu są zadania na poziom rozszerzony. Chciałabym, żebyś spróbował je w domu rozwiązać. Jeśli coś ci nie będzie wychodziło to zostaw, a ja pomogę ci je zrobić. Jednak myślę, że dasz radę sam. Gdy zrobisz zadania, przynieś mi kartkę. Chciałabym sprawdzić. A wtedy pomyślimy o jakichś konkursach. Dobrze?
Jej uśmiech sprawił, że poczułem dziwną pewność siebie.
- Dziękuję. Lubię matematykę i postaram się zrobić zadania jak najlepiej.
- Cieszy mnie to. A czy byłbyś chętny do udziału w konkursach? – zapytała zaciekawiona i za nadzieją, że się zgodzę.
- Oczywiście.
- Dobrze, to możesz już uciekać.
- Do widzenia, Pani Corey.
- Do widzenia.
Poszedłem od razu do parku. Siedziałem i rozwiązywałem zadania. Były naprawdę trudne, ale ja dość dobrze sobie radzę w funkcjami kwadratowymi. Czas szybko mi zleciał i zrobiło się ciemnawo, więc postanowiłem iść do domu. Do swojego łóżka i się wyspać. Bo ten dzień był męczący. Chciałem być w domu jak najszybciej i jeszcze zagrać tą piosenkę. Szedłem bardzo szybko i obrałem najkrótszą drogę do szkoły. Prowadziła przez jedną z ciasnych i wąskich uliczek. Jeszcze bardziej przyspieszyłem i już wkraczałem z najgorszy fragment drogi. Było ciemno, a kto wie jakie kreatury siedzą po ciemku.
Zobaczyłem jak jakiś mężczyzna szarpie kobietę i się do niej dobiera. On ją wykorzystywał fizycznie. To było potworne. Coś we mnie pękło. Nie widziałem ich twarzy, ale poczułem, że muszę coś zrobić.
- Hej ty, zostaw ją! – krzyczałem pełen gniewu. – Zostaw ją, słyszałeś mnie! Wypieprzaj!
Wtedy on się odwrócił i zobaczyłem, że to Tom. Odsunął się od dziewczyny, a ona osunęła się na ziemię. Ukryła twarz w dłoniach, a ja poczułem kolejną falę gniewu. Zacząłem biec w jego stronę. Cofnął się i błyskawicznie się odwracając, wziął nogi za pas.
Cholerny tchórz. Patrzyłem czy aby nie zatrzyma się.
Wtedy zerknąłem na dziewczynę. Byłą zupełnie naga. Młoda brunetka płakała i trzęsła się. Dotknęłam jej ramienia, a ona się odsunęła. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Zostaw mnie, Tom - wychlipała.
Ten głos. Ukucnąłem obok i delikatnie podniosłem jej podbródek. Ten widok mnie przeraził.
To była Ally.
Nie wiedziałem co zrobić. Była cała poobijana, miała poocierane ręce i obrzmiałe nadgarstki.. Byłem w niebywałym szoku. Szybko zrzuciłem plecak i zdjąłem koszulę i bluzę. Gdy chciałem ją okryć, kuliła się. Nie dawał się dotknąć. Dotyk ją przerażał. Ale musiałem jej pomóc.
- A może wezwę pogotowie?
- Nie – wybełkotała i mocno uchwyciła moją rękę.
Byłem jak otępiały. Nadal miałem jej krzyki w głowie.
Co mam robić? Może zaniosę ją do domu?
- Zaniosę cię do domu – powiedziałem i wyciągnąłem ręce, a ona zadrżała. – Pozwól, proszę. Zaniosę cię.
Podniosłem ją ostrożnie i ruszyłem w stronę jej domu. Gdy stanąłem na schodach. Drzwi się otworzył. Stał w nich…
sobota, 18 czerwca 2016
Rozdział 16
*Perspektywa Austina*
Czuje jak ktoś trzyma mnie za ręce, a ja idę. Mój wzrok mimowolnie kieruje się na postać mężczyzny górującym nade mną. Jego postać wydaje się być majestatycznie przytłaczająca. Jednak mnie nie przeraża. Czuje raczej radość. On klęczy na trawie i coś mówi. Jednak dźwięk jest na tyle zniekształcony, że nie jestem w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Wyciąga ręce w moją stronę jakby chciał mnie złapać.
I tak się też dzieje. Łapie mnie delikatnym uścisku i przyciąga do piersi. Czuje się tak bezpiecznie i dobrze.
- Widziałaś to Ami! Pierwsze kroki naszego maleństwa – ekscytował się mężczyzna, a ja spojrzałem na jego twarz.
Wydawała mi się znajoma. Dziwnie bliska. Czyżby.. to nie może być on. To tata? Tak, to on. Ale taki dużo młodszy i weselszy. Inny.
Gdy spoglądam w jego oczy widzę dumę. Czyżby to na mnie tak patrzył? On nigdy tego nie robił. Jego wzrok zawsze był surowy i karcący. jakbym zawsze robił wszystko źle.
- Tato, pobawisz się ze mną? - słyszę głos jakiegoś dziecka.
Moje spojrzenie kieruje się teraz na niego. To około pięcioletni chłopczyk. Dziecko spogląda to na mnie, to na ojca. Jest do mnie taki podobny.
- Ami, zajmij się Austinem, proszę - powiedział, a kobieta zabrała mnie z jego rąk. - Chodź, Aleksy.
****
Budzę się cały zlany potem. Przez moment nie wiem co się wokół mnie dzieje, gdzie jestem. Biorę spokojne wdechy i mrugam szybko, próbując wyostrzyć wzrok.
Czuję się dziwnie.
Ten sen był taki realny. Jakbym nagle zamienił się w małe dziecko. I przez moment nawet tak się poczułem. Ale po chwili rozsądek i zmysły wróciły.
To był sen. Zwykły, najzwyklejszy sen. To mi się przyśniło. Ale czy to na pewno był tylko sen? Ale skoro to miałoby być wspomnieniem, to kto to był? Skoro mnie najpierw tata trzymał na rękach, a potem mama. To kim było to drugie dziecko? To imię, Aleksy. Skądś je znam? Ale skąd?
Niby jest pewnie wiele osób o takim imieniu. Ale to daje inny rozdźwięk. Jakby to imię było mi bliskie i dawało wspomnienia, ale mózg nie potrafi ich sobie przypomnieć i zobrazować. Może to tylko jakieś dziwaczne sny i nie powinienem się nimi przejmować? Bo co one mają niby oznaczać? Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Tylko czemu nie mogę sobie nic przypomnieć? W tym śnie chłopczyk, miał takie same oczy jak ja i takie same włosy. Nie żebym miał coś do moich włosów, ale to jest nietypowe. To było... zaraz, zaraz. Czy on przypadkiem nie powiedział "tato"? Ale to przecież niemożliwe. Ja jestem jedynakiem. Nigdy nie miałem brata. To w takim razie jak wyjaśnić te słowa i to podobieństwo?
A może mama miała rację? Może to tylko jakiś mój kuzyn. Jednak nie przypominam sobie by jakikolwiek mój kuzyn miał blond włosy. A przynajmniej znany mnie.
Próbuję o tym nie myśleć, ale to silniejsze ode mnie. Próbuję sobie wmówić, że to tylko dziwny sen, ale mój mózg w odpowiedzi tworzy już kilka innych teorii na ten temat.
Tylko rodzice mogą rozwiać moje wątpliwości. Powoli podnoszę się z pościeli i dotykam już prawie zagojonej rany na głowie. Szybko zakładam na siebie szlafrok i ostrożnie schodzę po stopniach na parter. Z kuchni dobiega mnie głos mamy, a następnie taty. Ale co to? Oni się kłócą?
- Nie Andrew nie zrobisz tego - mówi mama.
- Właśnie, że zrobię
- Kochanie zastanów się jeszcze nad tym. Przecież nic się nie dzieje.
- Ami, słonko, zrozum, że ja robię to dla jego dobra. Przecież nie chcę mu zaszkodzić.
Mnie? Chodzi o mnie? Nieświadomie zaczynam się przysłuchiwać dokładniej. Ostrożnie podchodzę bliżej drzwi, żeby słyszeć ich dokładniej.
- Ale to nie znaczy, że musisz go obciążać dodatkowymi zajęciami - denerwowała się mama.
- Siatkówka go nie obciąży. Ale wracając do tematu, czy widziałaś jakichś jego znajomych?
- Jeden kolega spędzał z nim dzień.
Serce zaczyna bić mi szybciej. Czyli jest inny powód wysłania mnie na dodatkowe zajęcia.
- Jeden. A poza nim nikt inny.
- Skarbie zrozum, że on dorasta. Potrzebuje trochę samotności.
- Co nie znaczy, że ma się izolować od innych ludzi. Ciągle siedzi sam.
- Austin to dobry i wrażliwy dzieciak. Czasami lepiej jest pobyć samemu, niż wpaść w złe kręgi.
- A skąd wiesz, że już nie wpadł?! - uniósł głos ojciec, chciałem interweniować, ale mama mnie zaskoczyła.
- Nie wiem. Nie wiem, Andrew. Ja po prostu mu ufam. Ja to po prostu czuje. Zrozum, że matka czuje takie rzeczy.
Byłem wdzięczny mamie. Za to że mi ufa, chociaż czasem udowodniłem, że lepiej tego nie robić. Aż milej zrobiło mi się na sercu.
- Skoro masz tak matczyny instynkt to dlaczego nie wierzysz, że on sam się na tą siatkówkę zgodził.
- Trochę nazbyt mocno na niego naciskasz.
- On już nie jest pięcioletnim dzieckiem, które musisz ciągle chronić. On ma już dziewiętnaście lat.
Ojciec mnie okłamał. Nie powiedział mi prawdziwego powodu, dla którego chciał mnie wysłać na dodatkowe zajęcia. On wierzy we mnie czy w końcu nie?
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale to ja zawsze byłam przy nim, gdy mnie potrzebował. Nie unikałam własnego dziecka tak jak robiłeś to ty.
- Skończ, proszę.
- Nie, właśnie, że ci przypomnę. Nigdy cię nie było. Uciekałeś do tej swojej pracy i nie wykręcaj się tym, że utrzymujesz dom. Po tym tornado, zamknąłeś się na Austina..
- Masz rację, Ami, ja po prostu nie potrafiłem i nadal nie potrafię. Nie po tym co się wtedy stało. Nie po tej tragedii, którą razem przeszliśmy. Tylko, że ja nigdy się nie poddałem.
- A to ja dbałam, by Austinowi niczego nie zabrakło. Mimo ciosu, który zadał nam los, zawsze kochałam i kocham naszego synka.
- Ja także go kocham - powiedział ojciec.
- Ale nie tak jak... - głos mamy się urwał i usłyszałem cichy płacz.
- Csiiii. już dobrze. Kochanie nie płacz. Przepraszam, nie powinienem był o tym mówić. Nie chciałem. Ale doskonale wiesz, że nie potrafię skupić na Austinie całej uwagi. Zawsze pozostanie w mym sercu luka, której nikt już nie wypełni. Teraz muszę dołożyć wszelkich starań, by wam nic się nie stało.
O kim oni mówili? Jaka luka? Jaka tragedia?
Ciche łkanie mamy przerywało ciszę. Wtedy postanowiłem wychylić się zza ściany. Siedzieli do mnie tyłem. Tata kołysał w swych ramionach roztrzęsioną mamę. Ten widok rozczulił mnie niebywale. Większość nastolatków czułości rodziców doprowadzają do mdłości. ale nie mnie. Zawsze lubiłem gdy mama leżała tacie na kolanach i oglądali razem filmy. Nie przepadałem za tym bo zajmowali całą kanapę, ale ten widok sprawiał, że myślałem o swojej przyszłości. Czy ja kiedyś też będę tak mocno kochał moją żonę? Czy nasz miłość się nie wypali? Czy zawsze będziemy obdarowywać się czułościami i ciepłymi słówkami? Czy minie to jak u większości małżeństw? Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Synku, jak długo tak stoisz? - jej głos był taki czuły, ale dało się wyczuć nutkę lęku. Jakby bała się tego, że słyszałem ich rozmowę.
- Dopiero wszedłem. Jedliście już śniadanie?
Mama pokręciła głową na znak, że jeszcze nie.
- A co byś zjadł?
- A może wyjątkowo to ja zrobię śniadanie?
Rodzice popatrzyli na mnie dziwnie, na siebie i znowu na mnie. Chyba ich zaskoczyłem.
- Więc co chcielibyście na śniadanko? - zapytałem, opierając się o krzesło.
- Może tosty - szepnęła mama.
- A ty, tato?
Widać było, że nie wie co powiedzieć. Nie wie na ile może sobie pozwolić.
- Co powiesz na jajecznicę z bekonem? - zapytałem, a tata wstał.
- To może razem coś przyrządzimy? Jak ojciec i syn.
Skinąłem tylko głową i zaczęliśmy przygotowania. Tata wyjął patelnię i włożył na nią bekon, a ja włożyłem chleb do tostera. Wyjmowałem jajka, i masło, a tata smażył mięso. Wbił jajka na patelnię i przysmażył, w tym czasie rozstawiłem już talerze i rozłożyłem sztućce. Gdy wszystko było gotowe, zasiedliśmy do stołu.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio razem coś robiliśmy. Nie mówię tu o jedzeniu w grobowej ciszy, tylko o przyjemnej atmosferze, która panowała teraz.
Mama zdawała się być mile zaskoczona śniadaniem i cały czas się uśmiechała.
- Tata mówił, że zamierzasz zapisać się na siatkówkę - rozpoczęła temat.
Wzrok ojca wyraźnie mówił: Skończcie tę rozmowę, bo skończy się jak zwykle.
- Tak, razem z tatą to wczoraj ustaliliśmy.
- Czy w ogóle chcesz grać w siatkówkę? - pytała dalej rodzicielka, a ja czułem na sobie baczne spojrzenie ojca.
- Ja... Tak - odpowiadam niepewnie. Jakaś część mnie mówi, żebym nie zawiódł ojca. - Tak - powtarzam pewniej.
- Ale jesteś tego pewien? - Nie dawała za wygraną, a ja poczułem, że nie mogę rozczarować taty. Nie teraz, gdy nasze relacje mogą się w końcu poprawić.
- Tak, mamo - powiedziałem, unikając ich wzroku. - Chcę grać. Jak grywaliśmy na zajęciach wychowania fizycznego to dość dobrze mi szło.
Czułem wewnątrz strach. Bałem się, że nie będę wystarczająco dobry, by grać. A co powiedzą na to w szkole? Czy coś rzeczywiście z tego wyjdzie? Sam nie wiem. Ale nie chciałem swoimi rozmyślaniami psuć nastroju, więc założyłem maskę beztroski i starałem się być jak najlepszym aktorem.
Posiłek minął na rozmowach o szkole, ogrodzie i pasji mamy. Ona naprawdę kocha kwiaty. A potem na temat widoku, który rozciąga się za oknem. Rodzice postanowili spędzić trochę czasu razem. Więc zostałem sam w domu.
Zaszyłem się w pokoju i grałem na gitarze. Lubię to robić. Ukryć się przed wzrokiem innych i grać. To mnie odpręża i pozwala się zrelaksować.
Kiedyś lubiłem spędzać czas z innymi. ale coś się zmieniło i zamknąłem się w sobie. A może to ja się zmieniłem? Zacząłem patrzeć na wszystkich inaczej. Relacje z kolegami zaczęły się psuć, a ja uciekałem od rozwiązywania problemów. Całymi dniami przesiadywałem w parku i grałem, skulony pod drzewem; wiedziałem, ze wielu uważa mnie za odludka. Unikałem wzroku innych. Zawsze, gdy jestem w tłumie czuje na sobie wzrok całej masy ludzi.
Jakby patrzyli tylko na mnie. A ja czuje się jakbym miał zapaść się pod ziemię.
Ciekawe co powoduje we mnie takie zachowanie? Może to jakiś wewnętrzny potworek zmusza mnie do tego? Albo podpowiada mojej świadomości, że mimo wszystko lepiej osunąć się w cień, bo tam mniej osób zauważy mnie i oceni?
Może moja podświadomość chce bym nie ucierpiał. W ten sposób chronię się przed natarczywymi pytaniami i złośliwością rówieśników. Nie raz mówili jaki jestem beznadziejny. Nie raz pokazywali, że nie potrafię sam siebie obronić, a co dopiero kogoś innego.
Biorę wdech. Zamykam oczy.
Czuje jak ktoś trzyma mnie za ręce, a ja idę. Mój wzrok mimowolnie kieruje się na postać mężczyzny górującym nade mną. Jego postać wydaje się być majestatycznie przytłaczająca. Jednak mnie nie przeraża. Czuje raczej radość. On klęczy na trawie i coś mówi. Jednak dźwięk jest na tyle zniekształcony, że nie jestem w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Wyciąga ręce w moją stronę jakby chciał mnie złapać.
I tak się też dzieje. Łapie mnie delikatnym uścisku i przyciąga do piersi. Czuje się tak bezpiecznie i dobrze.
- Widziałaś to Ami! Pierwsze kroki naszego maleństwa – ekscytował się mężczyzna, a ja spojrzałem na jego twarz.
Wydawała mi się znajoma. Dziwnie bliska. Czyżby.. to nie może być on. To tata? Tak, to on. Ale taki dużo młodszy i weselszy. Inny.
Gdy spoglądam w jego oczy widzę dumę. Czyżby to na mnie tak patrzył? On nigdy tego nie robił. Jego wzrok zawsze był surowy i karcący. jakbym zawsze robił wszystko źle.
- Tato, pobawisz się ze mną? - słyszę głos jakiegoś dziecka.
Moje spojrzenie kieruje się teraz na niego. To około pięcioletni chłopczyk. Dziecko spogląda to na mnie, to na ojca. Jest do mnie taki podobny.
- Ami, zajmij się Austinem, proszę - powiedział, a kobieta zabrała mnie z jego rąk. - Chodź, Aleksy.
****
Budzę się cały zlany potem. Przez moment nie wiem co się wokół mnie dzieje, gdzie jestem. Biorę spokojne wdechy i mrugam szybko, próbując wyostrzyć wzrok.
Czuję się dziwnie.
Ten sen był taki realny. Jakbym nagle zamienił się w małe dziecko. I przez moment nawet tak się poczułem. Ale po chwili rozsądek i zmysły wróciły.
To był sen. Zwykły, najzwyklejszy sen. To mi się przyśniło. Ale czy to na pewno był tylko sen? Ale skoro to miałoby być wspomnieniem, to kto to był? Skoro mnie najpierw tata trzymał na rękach, a potem mama. To kim było to drugie dziecko? To imię, Aleksy. Skądś je znam? Ale skąd?
Niby jest pewnie wiele osób o takim imieniu. Ale to daje inny rozdźwięk. Jakby to imię było mi bliskie i dawało wspomnienia, ale mózg nie potrafi ich sobie przypomnieć i zobrazować. Może to tylko jakieś dziwaczne sny i nie powinienem się nimi przejmować? Bo co one mają niby oznaczać? Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Tylko czemu nie mogę sobie nic przypomnieć? W tym śnie chłopczyk, miał takie same oczy jak ja i takie same włosy. Nie żebym miał coś do moich włosów, ale to jest nietypowe. To było... zaraz, zaraz. Czy on przypadkiem nie powiedział "tato"? Ale to przecież niemożliwe. Ja jestem jedynakiem. Nigdy nie miałem brata. To w takim razie jak wyjaśnić te słowa i to podobieństwo?
A może mama miała rację? Może to tylko jakiś mój kuzyn. Jednak nie przypominam sobie by jakikolwiek mój kuzyn miał blond włosy. A przynajmniej znany mnie.
Próbuję o tym nie myśleć, ale to silniejsze ode mnie. Próbuję sobie wmówić, że to tylko dziwny sen, ale mój mózg w odpowiedzi tworzy już kilka innych teorii na ten temat.
Tylko rodzice mogą rozwiać moje wątpliwości. Powoli podnoszę się z pościeli i dotykam już prawie zagojonej rany na głowie. Szybko zakładam na siebie szlafrok i ostrożnie schodzę po stopniach na parter. Z kuchni dobiega mnie głos mamy, a następnie taty. Ale co to? Oni się kłócą?
- Nie Andrew nie zrobisz tego - mówi mama.
- Właśnie, że zrobię
- Kochanie zastanów się jeszcze nad tym. Przecież nic się nie dzieje.
- Ami, słonko, zrozum, że ja robię to dla jego dobra. Przecież nie chcę mu zaszkodzić.
Mnie? Chodzi o mnie? Nieświadomie zaczynam się przysłuchiwać dokładniej. Ostrożnie podchodzę bliżej drzwi, żeby słyszeć ich dokładniej.
- Ale to nie znaczy, że musisz go obciążać dodatkowymi zajęciami - denerwowała się mama.
- Siatkówka go nie obciąży. Ale wracając do tematu, czy widziałaś jakichś jego znajomych?
- Jeden kolega spędzał z nim dzień.
Serce zaczyna bić mi szybciej. Czyli jest inny powód wysłania mnie na dodatkowe zajęcia.
- Jeden. A poza nim nikt inny.
- Skarbie zrozum, że on dorasta. Potrzebuje trochę samotności.
- Co nie znaczy, że ma się izolować od innych ludzi. Ciągle siedzi sam.
- Austin to dobry i wrażliwy dzieciak. Czasami lepiej jest pobyć samemu, niż wpaść w złe kręgi.
- A skąd wiesz, że już nie wpadł?! - uniósł głos ojciec, chciałem interweniować, ale mama mnie zaskoczyła.
- Nie wiem. Nie wiem, Andrew. Ja po prostu mu ufam. Ja to po prostu czuje. Zrozum, że matka czuje takie rzeczy.
Byłem wdzięczny mamie. Za to że mi ufa, chociaż czasem udowodniłem, że lepiej tego nie robić. Aż milej zrobiło mi się na sercu.
- Skoro masz tak matczyny instynkt to dlaczego nie wierzysz, że on sam się na tą siatkówkę zgodził.
- Trochę nazbyt mocno na niego naciskasz.
- On już nie jest pięcioletnim dzieckiem, które musisz ciągle chronić. On ma już dziewiętnaście lat.
Ojciec mnie okłamał. Nie powiedział mi prawdziwego powodu, dla którego chciał mnie wysłać na dodatkowe zajęcia. On wierzy we mnie czy w końcu nie?
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale to ja zawsze byłam przy nim, gdy mnie potrzebował. Nie unikałam własnego dziecka tak jak robiłeś to ty.
- Skończ, proszę.
- Nie, właśnie, że ci przypomnę. Nigdy cię nie było. Uciekałeś do tej swojej pracy i nie wykręcaj się tym, że utrzymujesz dom. Po tym tornado, zamknąłeś się na Austina..
- Masz rację, Ami, ja po prostu nie potrafiłem i nadal nie potrafię. Nie po tym co się wtedy stało. Nie po tej tragedii, którą razem przeszliśmy. Tylko, że ja nigdy się nie poddałem.
- A to ja dbałam, by Austinowi niczego nie zabrakło. Mimo ciosu, który zadał nam los, zawsze kochałam i kocham naszego synka.
- Ja także go kocham - powiedział ojciec.
- Ale nie tak jak... - głos mamy się urwał i usłyszałem cichy płacz.
- Csiiii. już dobrze. Kochanie nie płacz. Przepraszam, nie powinienem był o tym mówić. Nie chciałem. Ale doskonale wiesz, że nie potrafię skupić na Austinie całej uwagi. Zawsze pozostanie w mym sercu luka, której nikt już nie wypełni. Teraz muszę dołożyć wszelkich starań, by wam nic się nie stało.
O kim oni mówili? Jaka luka? Jaka tragedia?
Ciche łkanie mamy przerywało ciszę. Wtedy postanowiłem wychylić się zza ściany. Siedzieli do mnie tyłem. Tata kołysał w swych ramionach roztrzęsioną mamę. Ten widok rozczulił mnie niebywale. Większość nastolatków czułości rodziców doprowadzają do mdłości. ale nie mnie. Zawsze lubiłem gdy mama leżała tacie na kolanach i oglądali razem filmy. Nie przepadałem za tym bo zajmowali całą kanapę, ale ten widok sprawiał, że myślałem o swojej przyszłości. Czy ja kiedyś też będę tak mocno kochał moją żonę? Czy nasz miłość się nie wypali? Czy zawsze będziemy obdarowywać się czułościami i ciepłymi słówkami? Czy minie to jak u większości małżeństw? Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Synku, jak długo tak stoisz? - jej głos był taki czuły, ale dało się wyczuć nutkę lęku. Jakby bała się tego, że słyszałem ich rozmowę.
- Dopiero wszedłem. Jedliście już śniadanie?
Mama pokręciła głową na znak, że jeszcze nie.
- A co byś zjadł?
- A może wyjątkowo to ja zrobię śniadanie?
Rodzice popatrzyli na mnie dziwnie, na siebie i znowu na mnie. Chyba ich zaskoczyłem.
- Więc co chcielibyście na śniadanko? - zapytałem, opierając się o krzesło.
- Może tosty - szepnęła mama.
- A ty, tato?
Widać było, że nie wie co powiedzieć. Nie wie na ile może sobie pozwolić.
- Co powiesz na jajecznicę z bekonem? - zapytałem, a tata wstał.
- To może razem coś przyrządzimy? Jak ojciec i syn.
Skinąłem tylko głową i zaczęliśmy przygotowania. Tata wyjął patelnię i włożył na nią bekon, a ja włożyłem chleb do tostera. Wyjmowałem jajka, i masło, a tata smażył mięso. Wbił jajka na patelnię i przysmażył, w tym czasie rozstawiłem już talerze i rozłożyłem sztućce. Gdy wszystko było gotowe, zasiedliśmy do stołu.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio razem coś robiliśmy. Nie mówię tu o jedzeniu w grobowej ciszy, tylko o przyjemnej atmosferze, która panowała teraz.
Mama zdawała się być mile zaskoczona śniadaniem i cały czas się uśmiechała.
- Tata mówił, że zamierzasz zapisać się na siatkówkę - rozpoczęła temat.
Wzrok ojca wyraźnie mówił: Skończcie tę rozmowę, bo skończy się jak zwykle.
- Tak, razem z tatą to wczoraj ustaliliśmy.
- Czy w ogóle chcesz grać w siatkówkę? - pytała dalej rodzicielka, a ja czułem na sobie baczne spojrzenie ojca.
- Ja... Tak - odpowiadam niepewnie. Jakaś część mnie mówi, żebym nie zawiódł ojca. - Tak - powtarzam pewniej.
- Ale jesteś tego pewien? - Nie dawała za wygraną, a ja poczułem, że nie mogę rozczarować taty. Nie teraz, gdy nasze relacje mogą się w końcu poprawić.
- Tak, mamo - powiedziałem, unikając ich wzroku. - Chcę grać. Jak grywaliśmy na zajęciach wychowania fizycznego to dość dobrze mi szło.
Czułem wewnątrz strach. Bałem się, że nie będę wystarczająco dobry, by grać. A co powiedzą na to w szkole? Czy coś rzeczywiście z tego wyjdzie? Sam nie wiem. Ale nie chciałem swoimi rozmyślaniami psuć nastroju, więc założyłem maskę beztroski i starałem się być jak najlepszym aktorem.
Posiłek minął na rozmowach o szkole, ogrodzie i pasji mamy. Ona naprawdę kocha kwiaty. A potem na temat widoku, który rozciąga się za oknem. Rodzice postanowili spędzić trochę czasu razem. Więc zostałem sam w domu.
Zaszyłem się w pokoju i grałem na gitarze. Lubię to robić. Ukryć się przed wzrokiem innych i grać. To mnie odpręża i pozwala się zrelaksować.
Kiedyś lubiłem spędzać czas z innymi. ale coś się zmieniło i zamknąłem się w sobie. A może to ja się zmieniłem? Zacząłem patrzeć na wszystkich inaczej. Relacje z kolegami zaczęły się psuć, a ja uciekałem od rozwiązywania problemów. Całymi dniami przesiadywałem w parku i grałem, skulony pod drzewem; wiedziałem, ze wielu uważa mnie za odludka. Unikałem wzroku innych. Zawsze, gdy jestem w tłumie czuje na sobie wzrok całej masy ludzi.
Jakby patrzyli tylko na mnie. A ja czuje się jakbym miał zapaść się pod ziemię.
Ciekawe co powoduje we mnie takie zachowanie? Może to jakiś wewnętrzny potworek zmusza mnie do tego? Albo podpowiada mojej świadomości, że mimo wszystko lepiej osunąć się w cień, bo tam mniej osób zauważy mnie i oceni?
Może moja podświadomość chce bym nie ucierpiał. W ten sposób chronię się przed natarczywymi pytaniami i złośliwością rówieśników. Nie raz mówili jaki jestem beznadziejny. Nie raz pokazywali, że nie potrafię sam siebie obronić, a co dopiero kogoś innego.
Biorę wdech. Zamykam oczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)