sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 5

*Perspektywa Austina*
Kolejny dzień. Dzisiaj wyjątkowo żałuję, że się obudziłem. Nadal z bolącą nogą wszedłem do kuchni. Kiedy miałem nadzieję, że nikogo nie zastanę, weszli rodzice.
- Czemu to się tak skradasz? Czyżby poczucie winy cię gnębiło synu? – mówił rozgniewany tata; dawno już nie był taki zły.
- Nie rozumiem - mówię ze ściśniętym gardłem. Z trudem przełykam ślinę.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem na ciebie wściekły. Gdy wróciłem, twoja matka cała się trzęsła ze strachu. Bała się, że znowu stanie ci się krzywda. - Głos ojca stał się ciężki i krzywdzący. - Jesteś naszym jedynym dzieckiem, zrozum, że dla nas jesteś wszystkim. Jeśli coś by ci się stało, to do końca życia mielibyśmy wyrzuty sumienia, bo o ciebie nie zadbaliśmy. Rozumiesz! - Mama pobiegła do pokoju, płacząc. - Widzisz co narobiłeś? Dostajesz szlaban na konsolę i komputer! Do odwołania! A teraz zaczekaj tu, idę po mamę, bo mieliśmy ci coś powiedzieć.
Stoję jak wryty. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nigdy tak gwałtownie nie reagowali. Nie mam już na nic ochoty. Jedyne co chciałbym zrobić to uciec i poczuć spokój. Nie czuć tego potwornego poczucia winy, które kuje mnie teraz w serce setkami, a może nawet tysiącami szpilek.
Ten dziwny ból przeszywa całe moje ciało, paraliżując mnie w całości.
Mam ochotę się popłakać, ale nawet nie czuję łez w oczach. Nie mogę się nawet ruszyć. Nie potrafię uciec. Boję się, że to też sprawi im ból. Czuję się winny. Jakbym przed chwilą stał przed jakimś sądem. Źle mi z tym. Bardzo źle.
Do kuchni wracają rodzice. Ich obecność kładzie cień bólu na moje serce. Ciężar w nim staje się tak duży, że aż czuję potrzebę usiąść.
Jest mi potwornie słabo i niedobrze od nagłego stresu. Ta przeprowadzka to jakiś koszmar, nigdy nie czułem aż takiego stresu przed rozmową z rodzicami. Nigdy nie czułem aż takiego poczucia winy.
- Synku, coś nie tak? - pyta mama z troską, a wzrok taty jest ciężki.
- Nie. - Zaciskam usta. Wzrok ojca bardzo mnie przytłacza.
- To dobrze. Chcieliśmy ci powiedzieć o twojej nowej szkole - zaczyna opiekun.
- Jaka to będzie szkoła?
- To szkoła dla uczniów uzdolnionych.
- Ale jak to będzie działać?
- Będą lekcję całą klasą i zajęcia w kierunku, w którym jesteś utalentowany. Można wybrać kilka takich szczególnych zajęć, ale trzeba wtedy liczyć się z tym, że z każdymi zajęciami wiąże się dodatkowa godzina w szkole. Poza tym ta szkołą jest bardzo znana z tego, że wielu uczniów jest angażowanych do konkursów. A każdy taki konkurs to możliwość otrzymania stypendium artystycznego.
- Wow, nieźle.
- Synku, tylko będziesz musiał się postarać. Liczymy na ciebie - mówi mama.
Czuję nagły przyrost ambicji. Postanawiam samemu sobie, że będę się starał, żeby ich nie zawieźć. Do tego to stypendium! Tak cudownie byłoby je dostać.
- Jasne, mamo. Będę się starał najlepiej jak mogę.
- Mamy taką nadzieję. Pozostaje tylko decyzja jakie dwa konkretne zajęcia wybierzesz? - pytał ojciec.
- A to muszą być dwa?
- Tak, dwa lub więcej.
- To mogłoby być tego więcej? - Teraz to mnie zaskoczył, ile będzie z tego nauki.
- Zajęcia podstawowe jak we wszystkich innych szkołach i co najmniej 2 zajęcia dodatkowe. Bo inaczej cię nie przyjmą.
- A co mam do wyboru?
Mama wyjęła listę zajęć. Zerknąłem na nią pobieżnie.
- Ile tego jest!
- Jest tego trochę, ale musisz się zdecydować do dnia rozpoczęcia. Wchodząc do swojej sali, dostaniecie odpowiednie oświadczenie i trzeba wpisać dwa lub więcej takich zajęć.
- Jasne, rozumiem. Jeszcze się nad tym zastanowię.
- A i jeszcze jedno. - Mama wyjęła kolejną kartkę. - Tu masz spis podręczników. Musisz iść do księgarni i kupić wszystkie podręczniki z tej listy.
- Dosyć dużo ich jest - mówię, przeglądając na szybko listę.
- Wiemy kochanie, ale musisz się na coś zdecydować. Wybierz to, co kochasz najmocniej.
Tak, im to łatwo powiedzieć.
- Masz synku pieniążki i postaraj się jeszcze dzisiaj zakupić to co będzie ci potrzebne.
Wziąłem wartościowe papiery i ruszyłem do pokoju. Zabrałem telefon i już byłem w drodze do księgarni. Nawet nie musiałem przechodzić przez ulicę. Mama chyba już wcześniej to opracował. Wszedłem i stanąłem w kolejce. Z nudów przeglądałem listę książek.
Nagle jakaś wariatka na mnie wpadła. Wylądowałem na kafelkach, a ona na mnie.
- Dlaczego ty tu stałeś! Czy muszą tu przychodzić takie śmieci jak ty?! - denerwuje się brunetka.
- To ty na mnie wpadałaś, zapomniałaś? - ledwie odpowiadam.
- Było tu nie stać. Nie masz co liczyć na przepraszam!
Patrzę na nią zły. Wygląda na młodą i miłą. A ma niewyparzony język.
Gdy ona też spogląda w moje oczy mów wzrok ląduje na butach. Dziewczyna równie szybko jak na mnie wpadła, tak wyszła. Nawet nie zapytałem o imię.
- Teraz pana kolej - upomina pani za ladą.
Podaje listę, a ona wychodzi na zaplecze. Stoję jak wryty, nadal myśląc o tym dziwnym zachowaniu dziewczyny. jej oczy były takie ciepłe, ale słowa zabolały mnie.
- Oto wszystkie książki. i rachunek.
Podaję pieniądze i powoli udaję się do domu.
Dlaczego muszę być tak wrażliwy na słowa innych? Dlaczego nie umiem się postawić i walczyć o swoje racje? Dlaczego muszę być taki wrażliwy na to, jak ludzie mną pomiatają? Dlaczego?
Czy już zawsze tak będzie? Czy wzrok każdej dziewczyny będzie mnie zawstydzał? To jest takie trudne i bolesne. Bo jak można żyć. Ten lęk grzmiący echem w mojej głowie i poczucie beznadziejności. Wstyd przed upokorzeniem i to męczące ciągłe poczucie winy.
Ta bezsilność i myśli, które rozrywają głowę.
Czuję się głupio i tak bardzo dziwnie. Czy obecność ludzi musi mnie tak peszyć? Czy przez całe życie zostanę sam ze swoją gitarą i szkicownikiem, codziennie będę zasiadał na klifie i wsłuchiwał się w szum morza, a samotność będzie mi towarzyszem? Chciałbym coś z tym zrobić. Swoją nieśmiałością i brakiem pewności siebie. Ale nie wiem czy potrafię. Czuję, że nie.
Człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Ale czy ja dam radę odnaleźć tę wyjątkowa osobę? Bez innych nie da się żyć.
Ale ta nieśmiałość jakby blokuje mi drogę do poznawania nowych ludzi, rozmawiania z nimi. Chciałbym się tego pozbyć.
Lecz pewna część mnie nie chce nikogo poznać. Pragnie zamknąć się wśród czterech ścian i zostać tam jak najdłużej.
Jakbym bał się ludzi. Jakbym bał się odrzucenia i krytyki ze strony innych. To mnie męczy i jest mi z tym źle. Nie wiem, co mam zrobić. Zostawić wszystko tak jak jest i znów być wyrzutkiem, czy próbować jakoś walczyć ze swoją nieśmiałością w nowej szkole z poczuciem, ze i tak mi się to nie uda?
Ale coś wewnątrz mówi, że i tak mi się nie uda, że zawalę i będzie tylko gorzej. Nim się orientuję, jestem już pod domem.
- Masz wszystkie książki? - pyta ciepło rodzicielka.
- Tak - mówię machinalnie, mając już nadzieję, że odłożę te wszystkie książki i pójdę nad morze posłuchać tego spokojnego szumu i zatopić się w świecie muzyki i rysowania.
Mama zagląda do torby, ale coś chyba zwraca jej uwagę.
- Um, coś nie tak? - pytam.
- Jeszcze nie pomyślałeś o przedmiotach dodatkowych? - Wzrok kobiety legł na mnie jakby wdzierał się do mego wnętrza.
- Ja po prostu... nie jestem jeszcze pewien. Obiecuję, że się zastanowię i kupię wszystkie książki przed rokiem szkolnym. - Silę się na uśmiech.
- Dziecko, tu chodzi o twoje dobro. Tata wolałby żebyś wziął jakieś zajęcia które się przydadzą. A ja chciałabym byś był szczęśliwy. Wybierz to co uznasz za stosowny.
- Wiem, mamo. Wybiorę. Mam jeszcze trochę czasu.
- Wiedz, że zawsze masz we mnie oparcie. Co by się nie działo, możesz na mnie polegać.
Przez chwilę nic nie mówię.
- Wiem, mamo. Czy mogę iść nad morze?
- Nie, synku, chcemy być z tatą konsekwentni
Wzdycham pod nosem niezadowolony. Trudno, posiedzę w pokoju. Tam też przecież mogę pograć na gitarze i porysować.
W sumie to nie będzie to samo, ale przecież z pokoju mam widok na ocean. To powinno wystarczyć.
Chociaż na pewien czas. Biorę torbę z książkami na ramię i idę do swojego pokoju. Potrzebowałem się w końcu wyrwać z szarej rzeczywistości. Potrzebowałem jakieś odskoczni od swoich myśli.
Włączyłem muzykę i położyłem się na łóżku. Kręciłem się z boku na bok. ale dalej męczyła mnie sprawa tej dziewczyny. Była wredna, ale czemu? Nic jej nie zrobiłem, było mi źle. Takie wyrzuty sumienia. Wstaję i zaczynam chodzić dookoła. Męczy mnie to, nie mogę odzyskać spokoju.
Siadam powoli na parapecie i patrzę na wodę. Jej ciężkie fale uderzały o nabrzeże.
Muzyka nie zagłuszała myśli. Harmonijne ruchy wody wcale mnie nie uspokajały. Zacząłem się bać nadchodzącego roku szkolnego. Przecież ja na pewno sobie tam nie poradzę. Będę siedział sam, jak zwykle. Nic się nie zmieni. Zawsze będzie tak samo. Mimo woli zaciskam usta.
Moje oczy robią się mokre, a serce zaczyna tak dziwnie kłuć. To dziwne uczucie bólu, ale takiego wewnętrznego.
Czuję delikatne łaskotanie na policzkach. Łzy spływają z moich oczu powoli, mimo że wcale nie chcę płakać. Czy ze mną coś jest nie tak?
Czy jestem nienormalny? Przecież chłopak nie powinien płakać.
Czuję się z tym bardzo źle i chcę przestać, ale na nic moje starania. Ścieram łzy, ale pojawiają się nowe. Czuję wściekłość na samego siebie. Jestem na siebie maksymalnie zły.
Dlaczego jestem taki? Dlaczego! Jestem tak wściekły na te łzy, które nie powinny wydostać się z moich oczy, że aż walę pięścią z całej siły w ścianę.
Tylko jak to opisać. To co wewnątrz mnie się kłębi. To, jak jest mi źle. Łzy nie opuściły mnie do samego wieczoru. Nie miałem potem nawet siły zejść na dół i zjeść kolacji. Ledwie dotarłem do łóżka. Gdy zabrakło mi sił, zasnąłem.

3 komentarze:

  1. Super rozdział :*
    Nic dodać,nic ując.
    No nwm co napisac.
    Czekam na next <3

    PS. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale też był genialny. Uwielbiam morze, widoki, szum morza, zachód słońca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdzial!
    Czekam!

    -Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne są te przemyślenia Austina. Taki chłopak to skarb. Ciekawe tylko czemu rodzice są tacy przewrażliwieni - domyślam się, że to nie tylko kwestia teg0o wypadku ale zobaczymy.
    Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń