piątek, 11 marca 2016

Rozdział 8

Usłyszałem jakiś hałas na parterze. Moje oczy szybko wyklarował pełny obraz. Leżałem na puchowym dywanie, przykryty kocem. Tym samym kocem, który towarzyszył mi od najmłodszych lat. Byłem mały, gdy mama kładła go na kołderkę bym nie zmarzł nocą. Na myśl o tym wspomnieniu pojawił się szczery uśmiech na mojej zaspanej twarzy. Poczułem się jak małe dziecko, które uważa rodziców za olbrzymów, a kakao za uwolnienie od trosk.
Powoli podniosłem się na nogi. kostka już przestała boleć, a moje myśli skierowały się w stronę parteru. Ostrożnie zszedłem po schodach i zajrzałem do kuchni.
- Coś się stało mamo? - podszedłem do rodzicielki, na podłodze leżała patelnia. - Nie sparzyłaś się? - spytałem wystraszony.
-Nie skarbie. Chciałam zrobić ci jajecznicę z boczkiem. Trąciłam patelnię a ona upadła. Nawet nie uruchomiłam kuchenki.
Na słowa mamy uspokoiłem się i podniosłem przedmiot, kładąc go na blat.
- Cieszę się, że wszystko w porządku. - Przytuliłem ją mocno, gdy tylko się wyprostowała.
Kiedyś wydawała się taka olbrzymia, a teraz jest sporo niższa. jak ten czas leci. A dopiero kłóciłem się w piaskownicy o łopatkę.
- Mój kochany, maleńki synek.
- Już wcale nie taki maleńki - odpowiedziałem, zdając sobie sprawę z tego, że pobudziłem lawinę wspomnień.
- Pamiętam jak nosiłam cię w brzuszku. Potem, gdy leżałeś w łóżeczku i nie chciałeś zasypiać. - Jej głos był tak kojący, jak najdelikatniejszy dotyk. - Siądź, zrobię ci śniadanko. Wracając do wspomnień. Pamiętam twoje pierwsze słowa i kroki. Od razu biegiem, a potem już tak zostało - zaśmiała się i dalej robiła posiłek. - Jakim byłeś słodkim i dobrym dzieckiem. A teraz? Tak wyrosłeś, zmężniałeś, zmieniłeś się. Ale na lepsze. Już nie musimy wymieniać za twoją zasługą szyb. - Gdy miałem 10 lat wybiłem szybę w pokoju, grając w piłkę. - Bardzo się zmieniłeś. Teraz tylko patrzeć kiedy się zakochasz i założysz własną rodzinę. A ja zostanę babcią.
Oboje zaśmialiśmy się na tą dziwną myśl. już nie raz myślałem jak to będzie mieć rodzinę. Ale na razie mi się do tego nie spieszy. Mam 19 lat. Całe życie przede mną.
Ale może tu, w Miami, znajdę w końcu kogoś w kim się zakocham? Chciałabym poznać to uczucie. Miłość. To podobno takie piękne uczucie.
Być blisko z każdej chwili. Czy dobrej, czy też złej. Patrzeć na ukochaną, dla samego patrzenia. By ucieszyć oczy i zaspokoić duszę.
Słuchać jak mówi. Wsłuchiwać się w jej głos, nie przeszkadzać jej, by tylko móc jej słuchać. By karmić się wszelkimi słowami.
Rodzicielka podała mi śniadanie i życząc smacznego, wstawiła wodę na kawę.
Wziąłem się za jedzenie. Dopiero wtedy poczułem, że byłem bardzo głodny.
Uwielbiam domowe posiłki. mają w sobie taką dziwną magię. Nigdy nikomu nie uda się przebić tego smaku.
- Smakuje ci? - spytała mama, zalewając sobie kawę
- Jak zawsze, uwielbiam takie śniadania - mówiłem, nie przestając cieszyć podniebienia jajecznicą.
Niby zwykłe danie, ale zrobione przez mamę ma lepszy smak
- Tylko się nie zadław z pośpiechu. Nikt nie zje ci śniadania.
Uśmiecham się tylko pod nosem.
- Skarbie, wybrałeś już te dodatkowe zajęcia? - Usiadła i dalej patrzyła jak jem.
- Um. Myślałem nad grą na gitarze i pisaniem piosenek.
- Wiesz, że ojciec nie byłby zadowolony? - zapytała, a raczej stwierdziła. - Ale jeśli taka jest twoja decyzja, ja ją popieram. Chcemy dla ciebie jak najlepiej. Chcemy byś był szczęśliwy. Tylko na razie nic tacie nie mów. Ja go jakoś przygotuję do tej wiadomości. Chyba nie chcemy by był zły?
- Nie chcemy – szybko odparłem.
- Więc zaczekamy, aż podpiszesz jutro deklarację i wtedy mu powiem.
Ciężko mamy z tym tatą, chcę powiedzieć, ale gryzę się szybko w język.
W końcu to mój ojciec. To on dał mi życie i dach nad głową. Zawsze o nas dba i kocha. Choć czasem bywa surowy, to wiem, że się o nas troszczy. Chce tego co najlepsze. Chyba nawet go rozumiem. Nie chce by jego jedyne dziecko nie miało za co żyć. W końcu kiedyś i ja będę ojcem i głową rodziny. Też czeka mnie praca i utrzymanie domu.
Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Synku, oboje wiemy jakie podejście do muzyków ma ojciec. Nigdy ich nie szanował i nie zacznie. Więc, gdy już dowie się o szkole, musisz być twardy. Andrew jest uparty, tak samo jak ty - zaśmiała się, a jej śmiech wypełnił całe pomieszczenie. - Wiedz, że zawsze ci pomogę. Tylko mów mi o wszystkim.
- Jasne, mamo. Dziękuję. - Uśmiecham się do niej lekko. Jak dobrze, że mam ją obok. Nie wiem, co bym bez niej zrobił.
- A teraz wybacz mi, ale muszę iść posprzątać w salonie. Tacie rano wylała się kawa na dywan.
- Pomóc ci? - pytam
- Nie trzeba. Dobrze wykorzystaj ostatni dzień wakacji.
- A mógłbym wyjść nad morze? - Wiem, że mam szlaban, ale bardzo chciałbym usiąść na klifie i zacząć tworzyć coś na gitarze albo w szkicowniku.
- Błagam, tylko nie zrób sobie krzywdy.
To było przyzwolenie, ale i przestroga. Które miały dotrzeć do mnie dopiero pod koniec tego dnia.
- Jasne, mamo - mówię szczęśliwy. Szybko biegnę do pokoju, pakuję szkicownik do plecaka i biorę gitarę w rękę.
Moje ulubione miejsce. gdzie będę mógł być sam z najpiękniejszym widokiem świata. Ubrałem przypadkowe ciuchy z szafy. W sumie wyszło nieźle. Wsunąłem szybko buty i ruszyłem przed siebie. Mały kawałem chodnikiem i potem ścieżką. Gdy doszedłem, morska toń czekała na mnie. Czekała, aż ktoś uchwyci jej piękno. Wyjąłem szkicownik i pastele. Nie wiem czemu, ale tak zdawało mi się najlepiej. kreśląc linie i rozcierając, przelewałem na papier cząstkę tego krajobrazu, ale i siebie. Cząstkę, która w tej chwili, nie pragnęła nic tylko doznać trochę szczęścia w życiu. Moje ciało zdawało się być lekkie. Ręka jakby kierowana dłonią stwórcy nadawała liniom nowe, wyjątkowe znaczenie. każda kreska, kropka, łuk, tworzyły pełnię radości jaką napawał me serce widok morza. Od zawsze je kochałem. Oglądając "Piratów z Karaibów", marzyłem by też takim zostać. Postanowiłem dodać drobny dodatek do tego rysunku. Wyjąłem kolejną kredkę i zacząłem przypominać sobie wygląd "Czarnej Perły", która najlepiej ze wszystkich statków utkwiła w mej głowie.
Po półtorej godziny zakończyłem. Efekt radował moje serce. Dwie kartki tworzyły jedno. Jeden obraz, który z mojego serca, pojawił się teraz przed moimi oczami. Czułem się taki dumny. Połączyłem piękne wspomnienie, z widokiem, który miałem na wyciągnięcie ręki.
Rysowanie było dla mnie czymś osobistym. Czymś, przez co mogłem przelać swoje myśli na papier i schować w swoim zeszycie, do którego nawet mama nie ma dostępu. Dzięki temu, że rysowałem nawet bezsensowne rzeczy, czułem się spokojniejszy. Jakbym przy rysowaniu gubił złe emocje przy każdym pociągnięciu ołówka na kartce.
Dawało mi to uwolnienie od zbędnych emocji. od tego co mnie dręczy.
Czy w klasie mnie zaakceptują? Czy znajdę kolegów? Czy Brandon mnie nie odepchnie na rzecz lepszych kolegów? Czy poznam bratnią duszę? Czy mi się ułoży?
Czemu nie można znać odpowiedzi? To bardzo by pomogło. Nie trzeba by się zastanawiać.
Nie byłoby miejsca na domysły, czy wątpliwości.
I nie męczyłoby mnie to tak bardzo.
Mógłbym odetchnąć pełną piersią bez obawy o to, co przyniesie los. Bo jak do tej pory nie było kolorowo. Zawsze ze mnie szydzono. Dopiero tutaj sprzyja mi szczęście. może miałem skręconą kostkę, ale poznałem kolegę. A ciekawe co jeszcze tu mnie spotka? Może znowu cierpienie, ale by poczuć szczęście? Ale kto wie jak moje życie się ułoży. Może rodzice mieli rację, co do tej przeprowadzki? Może faktycznie tu może być lepiej niż w Nowym Orleanie?
Chciałbym, żeby choć tym razem się udało. Nie chcę by znowu mną pomiatano i traktowano jak dziwaka. Wiadomo, że nie zawsze idzie kolorowo i po naszej myśli. Ale może warto mieć nadzieje, że teraz będzie lepiej.
Jeszcze długo patrzyłem na ten cudowny ocean, który tak ujął moje serce. W dawnym miejscu nie było tak pięknie. Niby był mój park, ale to jest lepsze. Czas pogodzić się z nowym miejscem.
Wtedy odezwał się telefon w mojej kieszeni.
Dzwonił Brandon. Szybko od niego odebrałem.
- Halo?
- Hej Aus. Mam do ciebie ogromną prośbę. Nie ukrywając mam nadzieję, że się zgodzisz.
- No mów.
- Dowiedziałem się od kumpli z drużyny, że Sarah i jej paczka będzie w klubie w centrum. Pomyślałem, że to będzie dobra okazja by spędzić z nią trochę czasu. Ale nie chce, żeby pomyślała, że ją szpieguje. Więc doszedłem do wniosku, że jako kumple możemy pojechać. Z resztą ostatni dzień wakacji, trzeba zaszaleć. I co ty na to?
- No ja... - Waham się przez moment. Przypominam sobie o swoim szlabanie, ale i o tym, że mama powiedziała, żebym korzystał z ostatniego dnia wakacji - W sumie to chyba nie byłoby problemu - dokańczam z wciąż lekkim wahaniem.
- Dobra to ja po ciebie podjadę i zaszalejemy. Tylko powiedz mi gdzie jesteś. Albo zaczekaj zgadnę.. nad oceanem na klifie? Mam rację?
- Tak, zgadłeś. - Uśmiecham się lekko pod nosem.
- Dobra, to za 5 minut będę.
Szybko więc chowam szkicownik i resztę przyborów do plecaka. Ciekawe czy tata będzie na mnie bardzo zły, kiedy wrócę późno. Ale cóż, raz się żyje. Trzeba szaleć puki jest się młodym i nie ma się zobowiązań.
Idę szybkim krokiem w stronę ulicy, kurczowo trzymając gitarę pod pachą. Może lepiej jakbym zaniósł ją do domu? Nie, nie mam czasu się wrócić. Przy okazji, chyba mama nie byłaby zbyt chętna drugi raz pozwolić mi wyjść.
Najwyżej schowam ją w bagażniku Brandona.
Powoli wlokłem się w stronę ulicy, ale moja natura nakazała mi się jeszcze raz odwrócić. Musiałem to zrobić. Morze jest takie piękne. Niby to tylko zwykła woda, ale zaskakuje i zapiera dech. Chyba nigdy nie przestanie mnie cieszyć ten ogrom cieczy. To cudowne.
Gdy już miałem ruszyć dalej, ktoś mną mocno potrząsnął. Aż zakręciło mi się w głowie, a obraz się lekko rozmazał.

7 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Brak uwag.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!
    Czekam!

    -Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów. To jest przepiękne. Wspaniały rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Ładnie ukazujesz emocje Austina związane z pójściem do nowej szkoły.
    Ciekawe co wyniknie z tego wypadu z Brandonem.
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam Was do LBA!
    http://r5-caligirls.blogspot.com/p/lba.html

    OdpowiedzUsuń