sobota, 21 maja 2016

Rozdział 14

*Perspektywa Austina*
Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Już jest sobota i za 10 minut mam być u niej. Szybko zabrałem jeszcze plecak i ruszyłem w stronę domu dziewczyny. Nie powiem, coś mnie w niej przyciągało. Niby nieczuła i oschła, ale z drugiej strony intrygująco delikatna. Coś tu musi nie grać. Tylko co?
No nic, z pewnością nie dowiem się tego zbyt szybko. Ludzie nie otwierają się tak z dnia na dzień. Czyżbym wiedział to po sobie? Prawdopodobnie tak. Tylko, że ja mam tak po prostu w charakterze. Ciekawe jak jest z nią.
Czy podobnie przechodzi wojny z własnym ja? Czy ktoś zmusza ją do postępowania w taki sposób.
Jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku, ale nagle ktoś złapał mnie za ręka bluzy.
- No, no, no. Kogo my tu mamy?! - śmiał się ze mnie Tom.
- Zostaw mnie, spieszy mi się - szepnąłem zdenerwowany.
Chyba go to wyprowadziło z równowagi.
- Tobie się spieszy?! Gdzie mogłoby iść takie zero jak ty?! - śmiał się na głos, kończąc swe okropnie bolesne słowa.
- Wal się - rzuciłem zwięźle i wyszarpnąłem się spod jego jarzma.
Słyszałem jak za mną biegnie. To co powiedziałem musiało ukłuć jego męską dumę. Takie zero jak ja potraktowało go w taki sposób. Czułem na sobie jego wzrok i to, że jest tuż za mną. Biegłem ile sił w nogach. Pierwsze co pomyślałem to biec przed siebie. Ale nie znałem miasta. Nie wiedziałem gdzie mógłbym się ukryć.
Jedyne miejsce, które jest po drodze to dom Ally. Ale czy tam będę mógł się ukryć? Czy aby ona nie pomoże mu dokonać jego zemsty na mnie?
Nie miałem wyboru, musiałem coś zrobić. Nogi odmawiały mi już posłuszeństwa. Nie jestem typem sportowca i raczej ciężko jest mi utrzymać tępo.
Serce waliło mi jak szalone i coraz ciężej było mi złapać oddech. Wiedziałem, że długo już nie dam rady.
Na moje szczęście dotarłem do ulicy na której mieszka dziewczyna. W myślach przywołałem numer jej domu i wypatrywałem go. W końcu mógł okazać się moim wybawieniem lub klęską. Jednak wycieńczenie dawało mi się we znaki.
Gdy zobaczyłem, że jestem już prawie u celu coś we mnie zmusiło mnie do przyspieszenie kroku. Mięśnie krzyczały dość, a mózg mówił jeszcze tylko kawałek. Wbiegłem po schodach i zakukałem do drzwi.
W tym samym momencie Tom uderzył mnie w głowę od tyłu. Upadłem, więc posypała się seria kopnięć. Skuliłem się na schodku i liczyłem w głębi serca na to, ze ktoś mi pomoże.
Drzwi się otworzyły.
- Co tu się dzieje?! - usłyszałem nad sobą męski głos.
Chłopak nieco starszy ode mnie rzucił się na mojego oprawcę. Gdy gonił go do bramy, klęknęła nade mną brunetka.
- Austin, nic ci nie jest? - zapytała czule, a w jej oczach zagościł smutek.
Postawny blondyn wróciła na schody i pomógł mi wstać. Wszystko mnie bolało, a serce wariowało z powodu wysiłku.
- Hej, nic ci nie jest? - zapytał.
- Nie, raczej nie - szepnąłem pozytywnie zaskoczony obrotem sprawy.
- Alexy, możesz już iść, ja się nim zajmę - powiedziała czule.
Od razu pomyślałem, że to jej chłopak. Mojego wzrostu, jednak dużo lepiej zbudowany. Blond włosy i ciemne oczy. Widać było, że jest lekko zdezorientowany.
- Czemu ty zawsze przyciągasz kłopoty? - zapytał dziewczyny z uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, że tego nie da się przewidzieć?! To samo się dzieje.
- Dobra, ale ja już jestem spóźniony na trening. Pa, Ally - pożegnał się z nią i wyszedł.
Siedziałem jak otumaniony na krzesełku w kuchni i patrzyłem na to wszystko w zaskoczeniem.
Ciekawe kto to był? Jej kolega, a może chłopak? Może uda mi się tego jakoś dowiedzieć.
- Austin, słyszałeś co powiedziałam? - zapytała tym swoim delikatnym głosem.
- Tak?
- Czyli zgadzasz się? - zapytała, a ja nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Ale na co?
- Mówiłam, że lepiej będzie jak już teraz weźmiemy się do pracy - objaśniła.
- Jasne. Dzięki za pomoc.
- Mnie nie dziękuje. To Alexy ci pomógł. Ale on zbyt szybko nie wróci. Trening, a potem spotkanie z kumplami. Czasem wraca nad ranem - zaśmiała się ukazując tym samym rząd perłowych ząbków, mimowolnie również się uśmiechnąłem.
Ona jest taka piękna. A do tego ta sukienka w kwiecisty wzór. Jest jak anioł.
- Czyli mieszkacie razem? - zapytałem.
Głupio było mi pytać kim dla niej jest, więc to wydawało mi się takie lżejsze pytanie.
- Jasne, przecież to mój brat. - zaśmiała się perliście, a mi serce struchlało. - Mieszkamy z tatą, ale on ciągle pracuje. Ale dość o mnie. Może teraz ty coś powiesz o sobie.
- Więc...- zacząłem, ale nic szczególnego nie przyszło mi do głowy. - .. Razem z rodzicami przeprowadziliśmy się tu niedawno. Mieszkam nad samym morzem. Lubię słuchać muzyki i grać na gitarze.
Teraz, przy niej nie czułem żadnych blokad. Czułem się wolny. A ona patrzyła na mnie tymi czekoladowymi oczami.
- To świetnie, możemy skomponować coś na pianino i gitarę. To może być piękne. - Widać było, że jej myśli zwróciły się w stronę muzyki.
- Długo interesujesz się muzyką? - spytałem
- Od dziecka. Zawsze uwielbiałam słuchać jak muzyki. Tata opowiadał, że mama często grywała na fortepianie.
Jej mina wskazywała, że to smutne wspomnienie.
- Mama zginęła w jakiejś klęsce żywiołowej. Tata się tu przeprowadził i tak to wyglądało.
Zaskoczyłem się lekko, że mi to powiedziała. Jakby się... Otworzyła? Może jednak ludzie otwierają się na innych tak z dnia na dzień?
- Chodź pokażę ci mój pokój. Tam mam fortepian, więc będzie łatwiej coś stworzyć.
Nic nie odpowiedziałem, poszedłem po prostu za nią. Prowadziła mnie korytarzem w głąb domu. Gdy dotarliśmy do śnieżnobiałych drzwi, otworzyła je. To, co tam zobaczyłem od razu mnie urzekło.
W centrum pokoju stał ogromny fortepian w kolorze hebanu. Jego bialuteńkie klawisze kontrastowały z drewnianą obudową. Pokój miał bezowe ściany, a do tego ciemne meble nadawały pomieszczeniu charakteru.
- Miło tu - powiedziałem, wchodząc w głąb pokoju.
Zabrała kartki i długopis z szafki, po czym zasiadł ma siedlisku przed instrumentem.
Żałowałem, że zapomniałem gitary. Chociaż po tym co robił Tom, pewnie nie dotrwałaby do tej chwili w jednym kawałku.
- Chodź, usiądź ze mną. Razem coś zagramy.
Nie chciałem odmówić, ale perspektywa siedzenia tak blisko trochę mnie przerażała.
- Austin, chodź - prosiła i poklepała miejsce obok siebie.
Westchnąłem cicho, ale ostrożnie usiadłem obok niej.
Delikatnie dotykała kolejnych klawiszy, a dźwięk był niebiański. Fortepian to nie pianino, ma tą głębię i brzmienie, którego nie da się podrobić. Ona ma talent i to wielki. Na chwilę zaprzestała grę i zapisała nuty. Gdy tak grała, pomyślałem o miłości. Ten temat daje szerokie pole do popisu.
Nawet nie zwróciłem uwagi kiedy w rytm melodii nuciłem to, co wydawało mi się najpiękniejsze.
Przerwała grę i zapisywała nuty, a pod nimi słowa.
***
Tę czynność powtarzaliśmy wiele razy. Czasem z doskonałym rezultatem, a czasem kończąc na kreśleniu. Gdy tak grała, zachęciła mnie do przyłączenia się. Razem wydobywaliśmy dźwięk w instrumentu. Kilka razy nasze dłonie stykały się, a ja czułem, że serce mi przyspiesza. Czemu ona tak na mnie działa? Czemu nie mogę się jej oprzeć? Czy ja oszalałem?
Nawet jej nie znam. A czuję taki przyjemny ucisk w dołku. Jeszcze nigdy nic podobnego się ze mną nie działo.
Gdy skończyliśmy piosenkę, a ona przepisała ją na czystą kartkę, postanowiliśmy zagrać jeszcze raz.
- Szkoda, że nie mam gitary - przez przypadek mi się wymsknęło.
- Trzeba było mówić od razu. - Otworzyła drzwi na korytarz i w innego pokoju przyniosła mi instrument. - Jeszcze nie nastrojona, ale powinna być dobra.
- Skąd masz taką gitarę? - zapytałem poznając ręcznie robiony sprzęt.
Zawsze o takiej marzyłem. Nawet nie chciałem jej mieć tylko na niej zagrać.
- To dość długa historia. gdy tu się przeprowadziliśmy, ojciec zaczął wszystko od początku. Mieszkamy tu, a jakieś pięć minut drogi stąd znajduje się nasz sklep i kancelaria ojca. W dawnym miejscu to mama prowadziła sklep, a tata tak jak teraz kancelarię prawniczą. Tak po tym wypadku i śmierci mamy, ojciec chciał mieć coś podobnego. Wydaje mi się, ze w ten sposób czuje jakby była przy nim blisko. - Jedna łza spłynęła po jej policzku.
Nachyliłem się nad nią i ją otarłem. Nie umiem patrzeć na płaczącą kobietę. Od razu jednak się odsunąłem, bo przypomniało mi się, że ledwie ją znam.
- Bardzo ci współczuję - szepnąłem.
- To nic. Nie znałam jej, ale mamy chociaż zdjęcia. To daje mi pocieszenie. - Spojrzała na kartkę - A jaki nadamy tytuł?
Celowo zmieniła temat i poczułem, że tak będzie lepiej. Wytężyłem umysł lecz nic nie chciało przyjść.
- Nigdy nie byłem dobry w wymyślaniu tytułów do piosenek - zaśmiałem się cicho i szybko przeczytałem tekst jeszcze raz w celu pobudzenia weny.
- Forever and Always. - powiedzieliśmy jednocześnie.

3 komentarze:

  1. Śliczny rozdział - Może z tego wspólnego tworzenia zrodzi się jakaś porządna przyjaźń? ;)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń