Otworzyłem powoli ociężałe powieki. Natychmiast poczułem straszny ból, przeszywający moje ciało. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, co się stało. Głowa mnie bolała, co pewnie jest po części winą kaca, ale i też pobicia.
Wtedy z rogu dobiegł do mnie głos.
- Austin, żyjesz? - spytał wystraszony Brad.
- Jakoś - szepnąłem.
- W nocy kilka razy myślałem, że już nie żyjesz.
- Czemu? Przez mnie w nocy nie spałeś?
Ból nękał mnie ciągle, ale starałem się tego nie okazywać.
- Bałem się. Rodzice nie byliby szczęśliwi, widząc w domu trupa - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. - Jak się czujesz?
- Słabo.
Odszedł kawałek i zabrał coś z szafki. Trzymał jakieś tabletki i wodę w szklance.
- Dasz radę usiąść?
Był potwornie poważny, a to wszystko moja wina.
Powoli wsparłem się na łokciach, ale kosztowało mnie to wiele sił. Ledwie się podniosłem do pozycji siedzącej.
Rozejrzałem się.
Rolety były zaciągnięte, tak że do pokoju nie wchodziło zbyt wiele światła. Brad szybko podał mi lek i napój. Wypiłem wszystko i podziękowałem.
- Wiesz co się stało? - spytał. - Ally cię napadła za klubem.
- Jesteś pewien? - Byłem pewien, że pamiętam kilku dużych gości.
- Coś krzyczała do ciebie i cię uderzyła. To nie może ujść jej płazem
Widać było, że jest strasznie zły. Chyba nie lubi tej całej Ally.
- Brad, ale jesteś zupełnie pewny, ze ona mnie uderzyła?
Spojrzał na mnie, a w jego oczach było widać zawahanie.
- Klęczała tyłem do drzwi i do mnie. Siedziała tuż przy twojej głowie. Był dźwięk uderzenia. Musiała cię uderzyć - mówił, jakby chciał mnie przekonać, ale sam nie był pewien.
Wtedy przypomniałem sobie widok brunetki, klęczącej obok mnie. Nim przyszedł Brad, była miła, a nawet troskliwa. Ale gdy się zjawił, zmieniła się strasznie.
Ciekawe dlaczego się tak zachowała? Przez moment wydało mi się wtedy, że jest kompletnie innym człowiekiem. Kimś, kogo nie chce pokazywać światu. Ale dlaczego?
Czemu dopóki byłem tylko ja była miła? Gdy byli ci goście jej głos był szorstki i twardy, jednak po ich ucieczce jej głos zmienił się drastycznie, na taki lekki i pełen dobra. A potem sytuacja z Brandonem.
To jest jakieś dziwne.
- Austin, jest drobny problem - powiedział przejęty. - Wiem, że jesteś wykończony i wcale ci się nie dziwię, ale dziś szkoła. Jest 6.30. O ósmej zaczyna się apel. Jak się spóźnię Pani Williams mnie zabije. Jest uczulona na spóźnialskich. Może jak teraz wstaniesz, to jakoś zdołasz się ogarnąć.
Widać było, że chciał mnie pocieszyć, ale nie szło mu to najlepiej. Ale musiałem wstać. Pierwszy dzień szkoły i dać ciała. Nie ma mowy!
Wstawaj Austin!
Dasz radę!
Tylko trzeba jeszcze plan wprowadzić w życie. Zrzuciłem z siebie koc i opuściłem nogi na podłogę. Kręciło mi się w głowie, ale wstałem.
- Kac morderca, co?
Czy aż tak to widać?
- Trochę, ale jest lepiej.
Co ja mówię, jest koszmarnie.
- Lepiej niż wczoraj? - znów lekko się zaśmiał, ale szybko się opanował. - Łazienka jest za drzwiami. Bałem się, że zrobię ci krzywdę. nie znam się na pierwszej pomocy. Apteczka jest pod umywalką.
- Dzięki.
- Dasz radę? Bo wyglądasz tragicznie. - Jego mina wyrażała współczucie. - Może ci jakoś pomogę?
- Nie, dam radę. Skoro udało się wstać, to nie jest źle. - Tym razem oboje się zaśmialiśmy.
Wszedłem do łazienki i spojrzałem w lustro.
Brad miał rację z tą apteczką.
Podbite oko, rozwalony łuk brwiowy, zakrwawiony nos i rozcięta warga. Makabra. miałem krew na całej twarzy. Wyjąłem apteczkę spod umywalki i wyciągnąłem z niej potrzebne rzeczy. Umyłem twarz wodą i zabrałem się za oczyszczanie ran i zakładanie opatrunków. Nie robiłem tego pierwszy raz. Wcześnie zdarzało mi się, że ktoś mnie poturbował, ale nie tak!
Po pół godziny wyglądałem mniej przerażająco. Przydałyby się jeszcze okulary przeciwsłoneczne. Wyszedłem z pokoju czystości, a Brad czekał na fotelu, bawiąc się telefonem.
Uśmiechnął się lekko, kiedy na mniej spojrzał.
- Teraz wyglądasz trochę lepiej.
- Muszę jeszcze wpaść do domu po jakieś niezakrwawione ubranie i książki. I może okulary przeciwsłoneczne.
- Dobra to może już jedźmy, bo się w końcu spóźnimy.
Humor Brada jakby się poprawił. Wsiedliśmy do auta. Z jego domu do mojego nie było daleko. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Wziąłem rzeczy i podszedłem do drzwi. Chciałem zapukać. Ale przypomniało mi się, że na szczęście mam klucz.
Tata jest pewnie w pracy, a mama śpi. może nikt mnie nie zauważy.
Otworzyłem drzwi i na palcach wszedłem do środka. Było pusto, nikogo nie było ani w salonie, ani w kuchni. Na moje szczęście.
Rzuciłem plecak na łóżko i wyjąłem szkicownik i pastele, zapakowałem książki. Wyjąłem za szafy koszulę i czarne jeansy. Szybko zrzuciłem z siebie brudne rzeczy i spojrzałem na swoje ciało. Nie wyglądało to najlepiej. Masa sińców i otarć. Spiesząc się, założyłem przegotowane rzeczy i sięgnąłem po okulary przeciwsłoneczne. Potem zabrałem plecak i już byłem w aucie kolegi. Ledwie zamknąłem drzwi, a on ruszył. Chyba bał się tej całej Williams.
- Brad, co ci ta nauczycielka zrobiła? - pytanie samo wyrwało mi się z ust.
- Gdy chce się reprezentować szkołę, kryteria muszą zostać spełnione. Jedno z kryteriów jest takie, że nie wolno mieć żadnej trójki na semestr z przedmiotów. A ja miałem dwie. Tydzień przed zawodami mi o tym powiedziała. siedziałem dnie i noce nad lekcjami. Musiałem zdać testy. Ledwie się udało. Od tamtej pory wolę nie kusić losu. Jestem kapitanem, a beze mnie nie mogą grać.
- Ale czemu akurat jej nie lubisz? To ona wystawiła ci złe oceny?
- Nie chodziło o jej podpis. Mogła przymknąć oko na to, nadrobiłbym później. Ale nie, musiała się przyczepić. Powiedziała, że stać mnie na więcej. Gnębiła mnie tak długo, aż zaliczyłem. Dlatego już więcej nie zamierzam jej podpaść.
- Dla wszystkich taka jest, czy tylko dla tych, co jej podpadną?
- Jest surowa, dla reprezentantów. W końcu mamy być przykładem. Ale ty masz jeszcze czystą kartę, masz świetnie. Jako wychowawczyni jest świetna. potrafi wszystko załatwić. Organizuje wycieczki i jest wyluzowana. Zawsze można się z nią dogadać. Ale do pewnego stopnia. Chce, żeby jej klasa była jak najlepsza.
- Ach, tak. Też miałem taką nauczycielkę w starej szkole. Akurat nie była moją wychowawczynią, ale uczyła moja klasę. Trzeba było być bardzo wytrwałym, by walczyć przy niej o dobre stopnie - mówię, ale na mojej twarzy nie pojawia się uśmiech. Nagle zdaję sobie sprawę, że wcale dobrze nie wspominam Nowego Orleanu, chociaż jeszcze po przyjeździe tu mogłoby się tak zdawać.
Stanęliśmy na parkingu, tuż przy szkole. Ten budynek jest olbrzymi. Góruje nad innymi budynkami w tej okolicy.
- Mamy jeszcze 5 minut. Nie możemy teraz się spóźnić. - Rzucił się prawie biegiem do drzwi budynku.
Jednak nie dawałem rady za nim nadążyć. Byłem tak poobijany, ze każdy ruch sprawiał mi ból. Widziałem go jak witał się z jakimiś ludźmi. Potem spojrzał na mnie, a oni poszli. Dołączyłem do niego i razem udaliśmy do auli.
- Wybacz, zapomniałem o tym co ci się stało - przepraszał.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się tak mną.
Staliśmy w rogu sali i czekaliśmy, aż rozpocznie się szkoła.
- Witajcie uczniowie. Nazywam się Knight jestem dyrektorem tej placówki. Mam nadzieję, że wszyscy nowi uczniowie poczują się tu dobrze, a ci którzy już wcześniej tu byli będą chętnie wracać. Nie przedłużając. Nowi uczniowie, na gazetce przy wejściu jest rozpiska, do których klas należycie. Więc zapraszam do klas.
Zakończyła się mowa dyrektora, a ja ruszyłem do tej głupiej gazetki. Brad szedł za mną, nic nie mówiąc.
Odnalazłem na liście swoje nazwisko. Klasa IIA sala 21. Ale gdzie to jest?
- Hej jesteś w mojej klasie! - okrzyk radości kolegi rozwiał moje wątpliwości.
- Wiem, że znasz tą szkołę, więc prowadź - poprosiłem
Brandon doskonale wiedział, gdzie jest to pomieszczenie. A ja w ogóle nie znałem budynku. nie było okazji, by przejść wcześniej tymi korytarzami. Razem z resztą klasy weszliśmy do środka.
- Witam was drodzy uczniowie. Jak co roku musicie wpisać zajęcia dodatkowe. Więc wyczytam listę, sprawdzając obecność, a wy będziecie podchodzić.
Usiadłem obok kolegi i czekałem, aż padnie moje nazwisko. Nauczycielka wyczytała kilka osób i zobaczyłem ją. Ally wstała od ławki i po wypisaniu zajęć wróciła. Pech chciał, że mnie zauważyła. W końcu siedziałem o ławkę dalej, tuż za nią. Jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że opuściłem wzrok. Sarah siedział tuż przed Bradem, obok brunetki.
Chwilę później padło moje nazwisko.
Wstałem powoli i podszedłem do biurka wychowawczyni.
- Wiem, że jesteś tu nowy, ale proszę zdejmij okulary - powiedziała łagodnie, a ja z wahaniem wykonałem polecenie. Pani się wystraszyła. - Co ci się stało?
- Nic - szepnąłem.
Wpisałem: grę na gitarze i pisanie tekstów. Po czym szybko wróciłem na swoje miejsce. Wracając zobaczyłem dwóch kolesi, którzy mnie tak urządzili.
Siedziałem cicho jak mysz pod miotłą. Wiedziałem, że na mnie patrzą. Ale unikałem ich wzroku.
Reszta lekcji minęła szybko. Trzymałem się blisko Brada, wszyscy go znali i każdy go lubił. Był wręcz przeciwieństwem mnie. Towarzyski i lubiany. Dzięki temu, że trzymałem się blisko, ci dwaj bali się podejść bliżej. Ciekawe co by było, gdyby nie on. Pewnie czekałaby mnie powtórka z rozrywki.
Sam nie wierzę, że ktoś taki jak on, polubił mnie. Przyjaciel odwiózł mnie pod domu i odjechał ze swoją dziewczyną. Nawet nieźle układa mu się z nią. Sarah wydaje się bardzo miłą i jest najlepszą przyjaciółką Ally Dawson.
Gdy zostałem sam, podszedłem z wahaniem do drzwi. Modliłem się, by i tym razem mi się udało. Otworzyłem drzwi, a z salonu wybiegli rodzice. Mama chciała mnie uściskać, ale zmieniła zdanie gdy mnie zobaczyła. rozbrzmiał grzmiący głos ojca.
- Austin Monica Moon. Jak mogłeś nam to zrobić! Dlaczego nie wróciłeś na noc?! Czemu nie odbierasz telefonu?! I dlaczego tak wyglądasz?!
Mama zabrała mnie do salonu, a ja z przyjemnością usiadłem.
- Odpowiedz!
- Ja... bo... ja... - nie mogłem wykrztusić z siebie głosu. Było mi przed nim tak strasznie wstyd. Nie dość, że nie mam przed nim powodu do dumy, to jeszcze robię coś, co sprawia, że ma jeszcze więcej powodów do tego, by nie być ze mnie zadowolonym . Powstrzymuję płacz, by nie sprawiać, żeby mama litowała się nade mną. Nie zasłużyłem na litość. Nie zasłużyłem na współczucie. Zasłużyłem na karę i dobrze o tym wiem.
- Austin do cholery, czy ty zamierzasz nam cokolwiek powiedzieć?! - krzyczał tata - My od rana byliśmy na policji! Wiesz jak się baliśmy!?
- Przepraszam - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Patrzenie na twarz taty sprawia mi wewnętrzny ból. Odwracam wzrok. Chcę powiedzieć im prawdę, ale boję się, że zranię ich tym i to mocno. Sam boję się tego co zrobiłem. Nie rozumiem, czemu się upiłem.
Nie rozumiem.
- Jestem na ciebie wściekły! Zawiodłem się na tobie! Czasami żałuje, że.. - urwał w pół zdania, a mi w oczach stanęły łzy.
- Żałujesz, że się urodziłem! Może beze mnie byłoby wam lepiej! - Wstałem i uciekłem do pokoju.
Słyszałem jeszcze jak ojciec krzyczał o karze, ale to mnie obchodziło.
On mnie nie chce.
On mnie nie kocha.
Wolałby, żebym się nie urodził, a może żebym umarł.
Łzy całym potokiem płynęły po moich policzkach. Gdy tylko zamknąłem drzwi, przekręciłem kluczyk, by nikt nie mógł tu wejść.
On mnie nie chce.
Nie chce, nie chce.
Nigdy mnie nie chciał.
To jakby rozbrzmiewa echem w mojej głowie.
To boli.
Ten ból ogarnia całe moje ciało, aż brak mi sił.
Mam ochotę uciec, zniknąć, odejść, umrzeć.
Byle już więcej nikogo nie ranić.
Może nie powinienem wtedy wyrzucać tamtej żyletki? Może powinienem po prostu wbić to cholerne ostrze w moją skórę i czekać na śmierć.
Nie wiem.
Sam nie wiem. To wciąż przyprawia moją skórę o dreszcze. Ale może tak byłoby lepiej?
Może wtedy nie sprawiłbym im tak wiele bólu. Może już by się ze mną nie męczyli. Mieli by w końcu spokój.
Przez moment mam ochotę po prostu pójść do łazienki i to zrobić. Ale boje się wyjść z pokoju, by nie napotkać wściekłego wzroku taty, który mówiłby mi niemo, że lepiej, jakbym się nie urodził.
Tak bardzo chciałbym to zakończyć, ale brak mi sił. Resztkami sił kładę swoje obolałe ciało na łóżku i pozwalam, by ból wylewał się ze mnie ze łzami. Mam dość tego wszystkiego.
Przekręcam się z boku na bok i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuje się taki bezsilny i słaby.
Czemu nie potrafię być idealnym synem? Czemu ciągle ich zawodzę? Czemu jestem taki słaby?
Nie cierpię siebie.
Nie cierpię za to, jak jestem.
Jestem totalną beznadzieją.
Nic niewartym niczym, które nie powinno chodzić po świecie.
Tak potwornie mi przykro, ból wypełni moje obolałe ciało, wnikając krosto do serca. Do serca, które chciałoby przestać bić.
Mam ochotę krzyczeć, ale tylko łez jest więcej i więcej. Zasłaniają mi cały pokój. Czy moje istnienie ma sens? Nie wydaje mi się. Jestem nic nieznaczącym zerem. Zbędnym elementem układanki. A może tylko skutkiem ubocznym ich miłości? Może nawet nigdy mnie nie chcieli? Ale stało się jestem. A oni żałują tego.
Dlaczego po prostu mnie nie oddali? Całą swoją frustrację próbuję wyrzucić, uderzając w poduszkę, ale to nic nie daje. Wciąż boli. Mam w sobie coraz mniej sił.
Aż opadam biernie na pościel i pozwalam by moje ciało wstrząsały kolejne spazmy bólu i łez.
Nie chcę już niczego. Chcę tylko zasnąć. może chociażby sen przyniesie mi trochę ukojenia.
Cudeńko <3
OdpowiedzUsuńOsz cholender jasny
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial
Czekam
-Wika aka ponczek
WOW, co za rozdział 😍
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńBiedny Austin.
Fajnie, że on i Brad są razem w klasie.
Czekam na next ♡
Przepiękne opisy uczuć Austina.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że rodzice chcieli powiedzieć, że żałują, że go adoptowali.
Super, że ma takiego kumpla jak Brandon.
Pozdrawiam i czekam na next.
Troszkę spóźniona, ale jestem.
OdpowiedzUsuńGirls, to już 10 rozdział. Dajcie już zakładkę z bohaterami. Nie wiem, co ja mam do zakładek z bohaterami, ale lubię je oglądać. XD
Cholernie depresyjna końcówka. Pewnie powinnam zacząć od początku, ale to właśnie koniec najbardziej zwraca uwagę. Podejrzewam, że Austin został adoptowany. Ostatnio obejrzałam film "Porwanie" i tak mi się skojarzyło z Waszym blogiem. Serio. Chłopak wiedzie dość beztroskie życie, a jego ojciec jedynie naciska na boks, zapasy itp. Okazuje się, że jego "rodzice" są jego ochroniarzami. Jego prawdziwa matka została zamordowana, a ojciec oddał go pod opiekę znajomych. Źli ludzie próbują go dorwać, by szantażować jego biologicznego ojca o oddanie listy osób, które zdradzały tajemnice państwowe. A teraz pytanie: Czy Austin ma ojca, który jest płatnym zabójcą, a Moonowie mają go chronić? Nie? Nadinterpretowuję wszystko? XD
I kim jest Ally?! Ugh! Ona wygląda jak Marano, nie? Ostatnio jestem na nią cięta, więc życzę Waszej Ally bliskiego kontaktu z walcem. Nie krzywdzi się Rossa/Austina, szmato. Giń!
A teraz przejdźmy do mojej ulubionej i najprzystojniejszej postaci. Haj, Brad. *.* Nadal mu nie ufam. Za szybko polubił Austina i jest za miły. Nie ufam miłym ludziom, są podejrzani. Zdobywają zaufanie, a potem wbijają nóż w plecy. Tak będzie, mówię Wam. Chyba że to ja mam jakąś paranoję, a Brad jest naprawdę szczery w swoich poczynaniach. Lubię go, ale mu nie ufam. Tyle. XD
Good job, girls. Oby tak dalej.
xoxo
~Liv~