Leżę w jakimś łóżku ze szczebelkami. Do moich uszu dobiega straszny huk, niczym wystrzał armatni. Zaś uszy me drażni przenikliwy świst wiatru, który zdaje się wdzierać do wnętrza mego ciała. Płaczę i krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy. Wtedy spoglądam na sufit, który chyba się rusza. Jakaś nieziemska siła zrywa dach znad mojej głowy, a moje serce zamiera. Grad lecący z nieba, jak deszcz meteorytów, zmierza w stronę ziemi, by siać śmierć i zniszczenie. Na chwilę następuje cisza, ale po niej wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Słyszę czyjś przeraźliwy krzyk, który dobiega z oddali.
Czy to mama?
Mamo!
**
Nagle budzę się przerażony i natychmiast zrywam się do pozycji siedzącej. To był tylko sen. Zły sen, nic więcej. Ale czy aby na pewno? Spuszczam nogi w posłania, by spoczęły na zimnej podłodze. Dreszcz chłodu przeszywa mnie na wskroś. Próbuję uspokoić oddech, który stał się nagle tak okrutnie ciężki.
Kiedy już mi się to udaje, cichutko zakładam szlafrok i ostrożnie idę na korytarz. Powoli otwieram drzwi do sypialni rodziców. Gdy nagle ktoś od tyłu łapie mnie za ramię. Mam ochotę krzyczeć, ale głos więźnie mi w gardle. Wydaje z siebie jedynie niemą namiastkę krzyku. Odwracam się i widzę za sobą... mamę.
Oddycham z ulgą. Wszystkie zmysły wracają na swoje miejsca i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że coś do mnie mówi.
- Austin w porządku? Co tu robisz? – Jej ciepły głos delikatnie mnie uspokaja.
Mimo tego, że daję sobie sprawę z tego, że nic się nie stało, moje serce dalej bije w dziwnym, nierównym, rytmie.
- To nic. Miałem tylko zły sen.
Spogląda na mnie badawczym wzrokiem, jakby chciała wedrzeć się do moich myśli. Ale szybko spuszczam wzrok.
- A co powiesz na gorące kakao? – pyta, idąc w stronę kuchni.
- Jasne – szybko zgadzam się na jej propozycję.
Udaję się za nią, ale uważając na skręconą kostkę, robię to powoli. Mama stawia mleko w rondelku na palniku kuchenki i wyjmuje dwa kubki. Jak ja kocham to jej słynne kakao. A najlepsze jest z małymi, puszystymi piankami.
- Mamo. - Kobieta zerka na mnie – a masz...
- Pianki? – kończy za mnie i wyjmuje z szafki puszyste słodycze. – Jak mogłabym zapomnieć.
Oboje się uśmiechamy. Gdy tylko mleko zaczyna wrzeć, rodzicielka rozlewa je do porcelanowych kubków. Potem wsypuje puchowe słodycze. Od kiedy pamiętam, mama zawsze robiła kakao, gdy nie mogłem zasnąć. Podała mi mój parujący napój i poszła do salonu. Więc ruszyłem za nią, starając się nie rozlać nic na dywan. Zajęliśmy miejsca na kanapie naprzeciw siebie. Mama usiadła na kolanach, a ja po turecku. Zacząłem sączył kakao przyrządzone przez mamę. Szybko poczułem wewnątrz przyjemne ciepło. Zrobiło mi się tak dobrze, a pianki dodały tej domowej słodyczy. Kiedyś sam zrobiłem kakao, ale to nie było to. Brakowało w nim czegoś.
- Nad czym tak myślisz, synku? – pyta rodzicielka, próbując ostudzić napój dmuchając w niego.
- Czemu twoje kakao jest lepsze niż jak te, które zrobię sam? Już jako dziecko to zauważyłem.
- Moja matczyna tajemnica - śmieje się zadowolona.
- Ale tata też robi takie dobre kakao, a jak ja zrobię sam, to jest zupełnie inne – dociekałem.
- Taki drobny sekret rodziców.
- Ja też chcę go znać – kłóciłem się jak dziecko.
- Poznasz, dopiero wtedy kiedy sam będziesz rodzicem – mówi, gładząc moje ramię. – A co takiego ci się śniło złego?
- Wiesz, ostatnio śnią mi się takie dziwne rzeczy.
- Jakie?
- Śniło mi się jak trzymałaś mnie na rękach, a tata prowadzał jakieś dziecko.
Mama spojrzała na mnie dziwnie. Przez chwilę nie mówiła nic. Była jakby wystraszona.
- To.. było pewnie podczas wizyty kuzynów. Tak, właśnie – mówiła, ale mnie to nie przekonywało. Tłumaczyła się, a wcale nie musiała.
- A dzisiaj śniło mi się to tornado.
- Kochanie nie myśl o tym. To było dawno. Najważniejsze, że nikomu nic się wtedy nie stało. – Kobieta wypiła duszkiem kakao i wstała. - A teraz idź spać.
Wyszła w pośpiechu, a mnie ciekawiło czemu tak zareagowała. Zostałem sam ze swoimi myślami. Ale to wydawało mi się dziwne. Po tym najlepszym kakao, jak zawsze zachciało mi się spać. Gdy tylko doszedłem do schodów, usłyszałem, że ktoś jest w tym zamkniętym pokoju. Wiedziałem, że to mama, bo do moich uszu docierał jej płacz. Co tam jest? Dlaczego gdy powiedziałem jej o moich snach, tak zareagowała?
Podszedłem do drzwi i do nich zapukałem.
- Mamo, czy wszystko w porządku? – Odpowiedział mi tylko głucha cisza. – Mamo, co się dzieje?
Z pokoju rodziców wyszedł ojciec.
- Austin co ty tu robisz?
- Mama tam płacze – żaliłem się mu.
- Idź spać, a ja sprawdzę co z mamą. - Nie chciałem odejść, ale wzrok taty był srogi. – Synu, do pokoju!
Powoli udałem się do pokoju. Jestem tak zdezorientowany, że nawet nie zastanawiam się nad ich dziwny,m zachowaniem. Układam się na miękkiej pościeli i błyskawicznie zasypiam.
Gdy się obudziłem i zerknąłem na zegarek była już 8:20. Czyli tata był już w pracy. Nie udało mi się go złapać, a trzeba było ustawić zegarek. Wstałem i wykonawszy poranną toaletę, poszedłem do mamy.
- Hej mamuś.
- Cześć synku. Jak noga? – pyta, uśmiechając się.
- Nie jest źle.
- Pamiętaj, że zawsze mogłoby być gorzej. W końcu zostałeś potrącony.
- Ale to nie moja wina – podkreślam.
Przechodziłem na zielonym, a jakiś kretyn wtargnął na pasy. A potem uciekł.
- Wiem, a może chcesz jakieś śniadanie?
- Zrobię sobie płatki z mlekiem.
- Dobrze, a ja pójdę do ogrodu. Wczoraj tata kupił śliczne kwiatki i chcę je posadzić. – Wskazuje na roślinki.
Już chciała je zabrać, ale ją zatrzymałem.
- Mamo, czemu w nocy płakałaś? Czy to moja wina, czy powiedziałem coś nie tak?
- Nie, kochanie.
Uśmiechnęła się, ale jej oczy były smutne. Zrozumiałem, że to jednak moja wina. Było mi tak przykro, myślałem, że się rozpłacze. To przeze mnie płakała. Sprawiłem jej przykrość.
- Ja już idę – dodała.
Wszedłem do kuchni, żeby pomyślała, że jem. Ale już nie miałem na to ochoty. Po pięciu minutach udałem się do pokoju i szybko się ubrałem. Spojrzałem przez okno na tą cudowną toń oceanu. Wziąłem jeszcze plecak ze szkicownikiem, a spod okna zabrałem gitarę. Cicho wyszedłem z domu.
Ruszyłem przed siebie nad morze.
Podszedłem powoli do wody, była taka piękna. Jej czysta toń uderzała o piasek, a lekka bryza okalała moją twarz. Zerknąłem za siebie. W oddali dostrzegłem piękne urwisko. Bez namysłu udałem się tam. Spojrzałem na wodę. Uderzała o skały pode mną. Siła tego żywiołu jest nie powstrzymana. Wziąłem gitarę i zacząłem coś grać. Spodobało mi się. Szybko wyjąłem szkicownik, by myśl nie uciekła, i zapisałem poszczególne chwyty.
Cały dzień spędziłem w ten sposób. Grałem i zapisywałem melodię. Gdy brakowało weny, rysowałem. A widok był cudowny. Do tego ten zachód słońca. Bezkres wody łączący się z niebem i słońce stojące na granicy. Ten widok mnie urzekł. Był wyjątkowy i taki bajkowy. Prawie nierealny.
Ten szum wody sprawiał, że stawałem się spokojniejszy i lżejszy. Odbijające fale miały w sobie jakąś harmonie w działaniu. I ten spokój. Wdychałem go całą piersią, a on mnie wypełniał, patrzyłem na niego i czułem pod palcami.
Miałem wrażenie, że mógłbym spędzić tu wieczność. Z dala od szarego, zwykłego życia, pełnego chaosu, niepokoju i problemów. Z dala od tajemnic rodziców.
Poczułem się tak nagle mocno związany z tym miejscem. Jakbym znalazł tu swojego najlepszego przyjaciela, przy którym czuję się spokojny i wolny od wszelkiego zamętu. Jak przy przyjacielu, który daje nam wewnętrzne ukojenie.
Nie byłem więc zadowolony, kiedy musiałem wracać do domu, bo bardzo się ściemniło. Poszedłem do domu z ciężkim sercem. Bardzo polubiłem spokój tego miejsca i ciężko było odejść od tej przyjemnej atmosfery.
Rodzice robili awanturę o to, że nie powiedziałem dokąd idę. Na szczęście udało mi się szybko ulotnić do pokoju. Wykonawszy ostatnie czynności położyłem się spać. Ciągle przed oczami miałem ten śliczny widok. Słońce łączące się z oceanem i bezkresem nieba. Nawet kilka cząsteczek spokoju została w moim organizmie.
Super rozdział!!
OdpowiedzUsuńCzekam!
-Wika aka ponczek
Podejrzewam, że Austin miał rodzeństwo...
OdpowiedzUsuńTe jego sny coraz bardziej mnie zaciekawiają.
Pozdrawiam sedecznie i czekam na next:)