czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 9

- Hej Austin. Wszystko w porządku? - Odezwał się głos zza moich pleców. - Chyba przesadziłem.
- Rany. - Przez chwilę kręcę głową, jakbym chciał się z czegoś otrząsnąć. - Cześć, Brandon.
Po chwili zobaczyłem Brandona z dziwnym wyrazem twarzy. Jak zawsze lekki uśmiech, ale jakby tym razem przykryty lękiem.
- Wybacz. Nie sądziłem, że jesteś taki lekki.
- Zabawne, kiedyś mi mówili, że jestem gruby. - Parskam lekko śmiechem.
- Ty?! Gruby?! - jego oczy omal nie wyszły z orbit - Ty jesteś jak piórko. Dziwne, że jeszcze morska bryza cię nie porwała – zaśmiał się siarczyście, a i mnie zachciało się śmiać.
- Możliwe, że schudłem od tamtego czasu. - Uśmiecham się szczerze do niego.
- Może. – Badał mnie wzrokiem, aż ciarki przeszły mi po plecach. - Ale wracając do sedna sprawy.. jedziemy?
- Tak, jasne.
Wsiedliśmy do zaparkowanego obok auta i ruszyliśmy. Mijaliśmy po drodze wielu ludzi, a usta Brada ani razu nie zamknęły się na dłuższy czas. Przy nim nawet ja zacząłem się odzywać. Jego usposobienie i otwartość wpłynęły na mnie dość znacząco.
Czułem się przy nim tak swobodnie jak przy żadnym z moich rówieśników przez te kilka lat. Byłem jakiś bardziej wyluzowany. Bardziej spokojny.
Mogłem powiedzieć wszystko. Albo najzwyczajniej w świecie milczeć, ale wtedy tak mnie zagadywał, że i tak musiałem odpowiedzieć.
Nie przeszkadzało mi nawet to, że muszę mówić. Zwykle wolałem milczeć, ale czułem, że przy nim nie muszę tego robić. Miałem jakieś dziwne wrażenie, że... Przy nim nie muszę się bać ani stresować.
Nagle auto zatrzymało się. Stanęliśmy przed wielkim budynkiem z drewna.
- Aus, idziemy? - zapytał, co z chęcią zrobiliśmy.
Gdy tylko przestąpiliśmy próg budynku, uderzył mnie zapach alkoholu.
Nigdy nie piłem, nie ciągnęło mnie do tego. jasne, przy rodzicach nawet mogłem wypić jedno piwo, ale zwykle tyle mi wystarczało, nie chciałem więcej. Właściwie nie rozumiem tego, że na imprezach trzeba się upijać, by dobrze się bawić. Przecież można to równie dobrze robić bez alkoholu.
Sam zapach wódki przyprawia mnie o mdłości. jak można to pić. Na osiemnastych urodzinach posmakowałem tego dziadostwa. Ten ohydny smak i gorycz. Przez cały dzień nie mogłem się tego pozbyć. Wiele razy miałem okazję przy urodzinach, grillu, ale nie chciałem. I nie chcę. Lampeczkę wina czemu nie. Piwo też - ale wódka? Nigdy więcej.
Brad pociągnął mnie w tłum. Pewnie chciał poszukać Sarah.
Usiedliśmy przy sporym stoliku w samym kącie. Zapach dymu tytoniowego w tym miejscu się nasilił. Drażnił moje drogi oddechowe.
Nie było tu przyjemnie, wręcz chciałbym stąd wyjść. te wszystkie nieprzyjemne zapachy mdliły mnie i sprawiały, że było mi niedobrze.
- Austin co ci jest? - zapytał, a mnie chciało się wymiotować.
- Pragnę świeżego powietrza. Nie znoszę zapachu papierosów i alkoholu - mówię z niesmakiem.
- Błagam spróbuj jakoś wytrzymać - prosił, wzrokiem przemierzając przestrzeń dookoła.
- Postaram się. - Kiwam głową.
- O, jest! - ucieszył się Brad widząc swój obiekt westchnień. - Zaczekaj tu chwilę.
Nawet nie zdążam kiwnąć głową, a on już ginie z zasięgu mojego wzroku.
Podszedł do dziewczyny i poprosił do tańca. Jak w takim tłoku można tańczyć. Ale nie to mnie tak zszokowało. Za nią stała ta sama brunetka, która wpadła na mnie w sklepie. Jej widok sprawia, że mocniej wbijam się w siedzenie. Jakbym chciał się schować.
Podeszła do stolika i spojrzała na mnie z pogardą.
- Co tu robi taki śmieć jak ty?
Staram się nie odwrócić wzroku, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie mam nawet najmniejszej ochoty patrzeć na te dziewczynę. Jest chamska i arogancka, a nawet nie zna mojego imienia.
Udaję, że jej nie słyszałem.
Wtedy do stolika podchodzą jacyś goście.
- Hej mała, czy ten palant ci przeszkadza? - zapytał pijany chłopak, chyba był w moim wieku.
Moje serce gwałtownie przyspiesza. Przez chwilę mam ochotę stąd zwiać. Ale nie potrafię się ruszyć. Wciąż udaję, że nie słyszę i nie zwracam na nich uwagi.
- Chłopaki, on chyba jest głuchy. Ty śmieciu słyszysz? Wynoś się to nasze miejsce. - Jego głos sprawił, że już chciałem się podnieść, ale do stolika podszedł Brad. - Siema, Brad. Właśnie chcemy wykurzyć tego gnojka. - Wskazała na mnie.
- Tom, on jest ze mną. Nawet nie waż się go tknąć. - Stanął w mojej obronie.
Jego słowa sprawiły, że lekko odetchnąłem z ulgą.
- Ty z tym.. czymś? - Wzrok jak sądzę Toma badał na zmianę, raz mnie raz Brandona.
- Austin jest moim kumplem. Jeśli ci się nie podoba to wyjazd! - uniósł się mój kolega.
W głowie powtarzam sobie, żeby ich nie słuchać i puścić ich słowa mimo uszu. Ale docierają do mnie. Boli mnie to. Czy to kolejne miejsca gdzie nie ma dla mnie miejsca? Bałem się, że będzie tak jak w Nowym Orleanie. Kolejne cięgi za samo istnienie. Cudownie, świetne pierwsze wrażenie.
Chłopaki odeszli i ona też. Został tylko mój obrońca. Ocalił mnie przed kolejnym laniem. Było mi przykro, że znowu, ktoś musi mnie bronić.
- Dzięki - wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
- Wszytko dobrze? - spytał zmartwionym tonem.
- Tak, chyba tak. Ty ich znasz?
- Pewnie. Tom chodzi ze mną do klasy. Dan też, tylko, że ten należy do drużyny. Reszta jest ze starszych klas.
Aż słabo mi się zrobiło. Czyli co, znowu znajdzie się ktoś, kto chętnie ze mnie poszydzi?
- Ja... chyba wyjdę się przewietrzyć - mówię szybko.
- Nie, zostań.
Zaczepił kelnerkę
- Proszę dwa razy piwo. Posiedzimy trochę odpoczniemy, zrelaksujemy się. Co ty na to?
- No... dobrze.
Kelnerka przyniosła procenty. Brad powoli pił piwo i nie odzywał się. Postanowiłem zrobić to samo. Powoli sączyłem swój napój. Nie smakował szczególnie dobrze, ale nie narzekałem. Nasze milczenie też wcale mi nie przeszkadzało. Byłem całkowicie zatopiony w swoich myślach.
Siedziałem i upijałem kolejne łyki piwa. Zrobiło mi się przykro, bo zacząłem myśleć o przeszłości. Po tym jak tata stracił pracę zaczęli mnie wyzywać. Nie było mnie stać na firmowe ciuchy na nowe gadżety. Straciliśmy główne źródło dochodu i wszystko zaczęło się walić. Było mi przykro i zacząłem się zamykać.
- Zaczekaj tutaj, idę do niej - rzucił na odchodne Brad, a mnie chciało się płakać.
Gdyby nie Brandon, najchętniej wyszedłbym stąd i wrócił do domu. Znów mocniej zatopiłem się w siedzenie i ciągle sączyłem swoje piwo.
- Czy podać coś jeszcze? - zapytała blondynka w strasznie krótkiej spódniczce.
- Może butelkę wina
- Jedną? - zapytała jakby jedna to było mało.
- Tak - rzuciłem od niechcenia.
Obserwowałem ludzi na sali. Wszyscy tańczyli. Tylko nieliczni siedzieli, jak ja, przy stoliku. Wszyscy się tak świetnie bawili, byli szczęśliwy. Miałem wrażenie, że nie pasuje do tego obrazu szaleństwa.
W mojej głowie był ciągle widok z lustra. nie znoszę siebie. Za jakie grzechy ja tak wyglądam? Chociaż raz chciałbym być pewny siebie. Kelnerka podała mi butelkę. Była otwarta. Nawet nie zamierzałem przelewać zawartości do szklanki. Pierwszy łyk, aż mnie wstrząsnęło, gorąco rozlało się po moim ciele.
Następny, znów uczucie żaru. ale kolejne jakoś szło. Po połowie zaczęły mi umykać słowa, dźwięki. Ale piłem dalej. Po jakimś czasie nie było nic. Pusta butelka. Już chciałem zawołać blondynkę, by dała mi kolejną, gdy podszedł Brad.
- Boże, Austin, coś ty ze sobą zrobił?
Był przerażony.
- Mieliśmy zaszaleć nie? - Udawałem głupiego, a słowa się zniekształcały.
- A może chcesz odpocząć? Jedziemy do mnie - zaproponował.
- Zostaje.
Chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłem:
- Zostaje i chcę więcej.
- Ani mi się śni. - powiedział pewny siebie.
- Kurwa mam dziewiętnaście lat i nie mogę pić. co to za sprawiedliwość.
- Austin zwolnij, bo to się źle skończy. - Jego głos był poważny, jak jeszcze nigdy. - A może..
- To wolny kraj i mogę robić co chcę. - Spojrzałem na kelnerkę - Mała, podaj mi jeszcze jedno. - Podałem pieniądze za poprzedni zakup i następny.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
Kobieta podała mi wino, a ja dalej piłem. dopóki nie urwał mi się film.
Obudziłem się na krześle, na którym siedziałem. Świat wirował, a nade mną stał Brad.
- Aus, żyjesz? - zapytał.
- Ta.. a czemu nie? - Nie chciałem by wyszło tego pytanie, ale już po fakcie.
W głowie miałem pustkę jak nigdy, a świat nadal nie trzymał pionu.
- Zasnąłeś, jest po drugiej w nocy. A może zabiorę cię do domu? - zapytał.
- Zostańmy jeszcze moment, niech tylko obraz mi przestanie się kręcić.
- Dobra. - Zwrócił się tym razem do dziewczyny. - A może jeszcze raz zatańczymy, kochanie.
Szybko podała mu dłoń i zaczęli wirować na parkiecie, bardziej niż wszystko inne. a mnie zebrało się na wymioty. Szybko wstałem i lekkim slalomem, o ile da się to nazwać lekkim, ruszyłem do najbliższych drzwi. Wbiegłem do toalety i zwróciłem wypity alkohol. Gdy już było troszkę lepiej, przemyłem twarz zimną woda. Następnie wyszedłem z lokalu. Stojąc przy ścianie, nie spodziewałem się tego co nadejdzie.
Podeszła do mnie ta grupka chłopaków. Pierwszy złapał mnie za koszulką.
- Teraz już nie masz obstawy. Zaraz pokażemy ci, nowy, że z nami się nie zadziera.
Wymierzył mi wolną ręką cios w twarz. Upadłem. Podnieśli mnie i przymali. Kolejne uderzenie i z nosa polał się krew. Następne spadł na brzuch.
Ból.
Jeszcze dwa ciosy w brzuch, jeden w twarz i osunąłem się na chodnik. Krew leciała mi z łuku brwiowego, nosa i rozciętej wargi.
Bolało jak cholera.
Zaczęli mnie kopać. Rękami zasłoniłem głowę i zwinąłem się.
Nie przerywali.
Kopali mnie po całym ciele. nie mieli litości. Aż w końcu zabrakło mi sił, by dalej się bronić. Usłyszałem nad sobą głos.
- Zostawcie go, bo oskarżą was o zabójstwo - powiedziała spokojnie. Powiedziała. Ona.  Dziewczyna. Kojarzyłem jej głos...
Chłopaki uciekli, a ja zostałem na ziemi. nie mogłem się ruszyć. nie miałem sił.
Ta sama brunetka która była gotowa mnie zabić w klubie, teraz klękała nade mną. Odgarnęła włosy z mojej twarzy, a jej oczy były pełne współczucia.
- Austin, co oni ci zrobili. - Jej głos otulił mnie.
Jakby owinął szczelnie moje zmasakrowane ciało.
- Wybacz, że źle cię potraktowałam, ale oni patrzyli - powiedziała szeptem.
Usłyszałem otwierane drzwi i zobaczyłem Brada. Dziewczyna uderzyła ręką o chodnik.
- I żebym cię tu widziała ostatni raz.
Nie rozumiałem, co właśnie się stało. Nie rozumiałem.
- Ochrona! - krzyczał mój nowy przyjaciel, ale ona uciekła. - Austin, co ona ci zrobiła.
- Zabierz mnie stąd, proszę - zdołałem powiedzieć. W gardle całkiem mi zaschło.
- Spokojnie, Austin, zabiorę cię do mojego domu. Lepiej żeby twoi rodzice cię tak nie zobaczyli. A moich dziś nie ma.
Powoli podniósł moje obolałe ciało z ziemi i zabrał do auta. Położyła na kanapie z tyłu.
- Przepraszam - szepnąłem tylko i nic więcej nie pamiętałem.

6 komentarzy:

  1. Ciekawie, ciekawie. Nie powiem.
    Czekam na nexta!

    -Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiem pisać komentarzy.
    Powiem tyle, że rozdział super.
    Czekam na następny.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Biedny Aus.
    Zastanawia mnie to dziewczyna..
    hm..
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Tajemnicza ta dziewczyna... Myślę, że jeszcze się z nią kiedyś spotka.
    Biedny Austin... Ma pecha w życiu - wszędzie gdzie pójdzie tam przesrane...
    Fajnie pokazałaś powody dla których go nie lubili.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń