poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 11

Usłyszałem znienawidzony przez każdego człowieka dźwięk budzika. Szybko wyłączyłem alarm i usiadłem na łóżku. Ból głowy mącił poranny spokój. Wziąłem ubrania i zaniosłem do łazienki. Spojrzenie w lusterko. Znowu. Znowu to samo, istny koszmar. Wszedłem pod prysznic i pozwoliłem by chłodna woda spływała po moim ciele. Nie liczyło się to, że zranienia bolą. Woda dawała mi wytchnienie. Jednak musiałem szybko się wybrać, by się nie spóźnić.
Osuszyłem skórę i założyłem ubranie.
Masa siniaków i zadrapań. To mnie irytowało, ale już po czasie. Co mogłem zrobić? Nic. Przeczesałem ręką włosy, tak alby nie wpadały mi w oczy. Założyłem opatrunki tak jak wczoraj. Ale podbite oko i tak straszyło. Zostałem skazany na okulary, które w szkole nie zdadzą egzaminu. Będę musiał je zdjąć. Ale na przerwie nikt się nie przyczepi. Chociaż to dobre. Worki pod oczami po łzach i podbite oko. To nie wygląda ciekawie.
Szybko jednak pokręciłem głową ze smutną miną. Nie chciałem już patrzeć w lustro, jakby bolały mnie oczy od samego patrzenia na tę ohydną twarz. Po prostu wyszedłem z łazienki.
Zmieniłem książki i założyłem plecak. Myślałem jak wyjść by nikt mnie nie usłyszał. W pierwszej chwili pomyślałem o oknie i drzewie, którego gałąź dałaby radę mnie utrzymać. ale zrezygnowałem. Bałem się, że w tym stanie nie dam rady się utrzymać i wyszedłem z pokoju. Powoli zszedłem schodami. jednak jak na złość jedna z deseczek musiała zatrzeszczeć.
- Austin, chodź na śniadanie - zawołała mama.
Ale ja nawet nie myślałem, by się tam znaleźć. Chciałem jak najszybciej wyjść. Przebiegłem korytarzem i otworzyłem drzwi. Obejrzałem się za siebie. Kolejny błąd. Zbolałe spojrzenie mamy. Było mi tak przykro
Ale wyszedłem. Wiedziała, że idę do szkoły, więc może nie będzie, aż tak zła.
Był ciepły poranek, tylko od morza wiała letnia bryza. Kocham ten zapach słonej wody. Szedłem chodnikiem. Wokół była masa ludzi. Jak człowiek może czuć się samotny w tłumie ludzi, to jest aż zadziwiające.
Ale nie dla mnie.
Zawsze tak było. Nigdy nie miałem z kim od serca pogadać. Zawsze była mama, ale nie chciałem, by martwiła się o mnie.
Bałem się.
Sam nie wiem czego, ale się bałem. Czułem dziwne spojrzenia na sobie. Masę ciekawskich spojrzeń, które próbowały mnie przejrzeć. Tylko przyspieszyłem tempa i z zatopionym w chodniku spojrzeniem brnąłem przed siebie. Aż w końcu dotarłem do szkoły. Zajęcia miały się zacząć w jednej z sal na dole. Może i lepiej. Wlokłem się szkolnym korytarzem. Numer się zgadzał więc zrzuciłem plecak i usiadłem pod ścianą.
Siedziałem, trzymając plecak i czekałem na rozpoczęcie zajęć. Zaczęli się zbierać kolejni ludzie. Witali się ze sobą. Oni znali się nawzajem. Ale ja ich nie znałem, więc tylko patrzyłem zza ciemnych szkieł. Część patrzyła na mnie jakby z chęcią zagadania, a inni zdawali się być wrodzy. Gardzili takimi jak ja.
Cichymi i za spokojnymi.
Miałem wrażenie, że koszmar dopiero się zaczyna.
Rozbrzmiał dzwonek. Doszli pozostali i zajęliśmy miejsca w ławkach.
Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Wiedziałem, że po zajęciach ogólnych, będą pierwsze zajęcia dodatkowe.
Czekałem, aż przyszedł na nie czas.

Wszyscy rozeszli się pod odpowiednie klasy. A ja powlokłem się pod salę muzyczną nr 2. Tam mieliśmy mieć zajęcia. Wszyscy z klas drugich, którzy zapisali się na grę na instrumentach i pisanie tekstów.
Szybko wszedłem do klasy i usiadłem w pierwszej, lepszej ławce z tyłu, z nadzieją, że może tu będę mniej widoczny.
Do klasy wchodzili obcy mi ludzie. Do czasu dopóki nie weszła Ally. A za nią ten cały Tom. To jeden z tych gości co mnie tak urządził. Rozejrzeli się po klasie. Stanęli tuż nade mną.
- To moje miejsce dziwolągu. Wynoś się - rzucił na wstępie. Przyjemnie.
Nie zrobiłem sobie nic z jego groźby. Więc zepchnął mnie z krzesełka.
Jednak nauczycielka zauważyła, że podnoszę się z ziemi.
- Co tam się dzieje?
- Kolega spadł z krzesełka - powiedział do niej, a potem do mnie. - Wynocha, albo ucierpisz.
Wykonałem polecenie. Jedyne miejsce było w pierwszym rzędzie. Jak ja nie znoszę takiego miejsca. Chyba jednak lepiej czułem się w szkole w Nowym Orleanie. Tam nikt aż tak się nade mną nie znęcał. Nawet mnie szanowali. I nie spychali mnie z krzeseł. Jednak musiałem to wytrzymywać. Przecież nie mogę od tak zmienić znowu szkoły.
Rodzice nie byliby dumni. Nie dość, że jestem dla nich ciężarem, to jeszcze robiłbym dodatkowe problemy.
O nie! Tak na pewno nie będzie. Jakoś muszę to znieść.
- Witajcie. Prowadzę zajęcia muzyczne. Grę na instrumentach i pisanie tekstów. Prowadzę chór i jestem wychowawczynią klasy IIA. Teraz kwestie organizacyjne. Odpowiadam za apele szkolne i występy uczniów szczególnie uzdolnionych. więc jeśli poczuję, że ktoś jest zdolny, może liczyć się z tym, że zostanie zaangażowany w reprezentację szkoły. A teraz w kwestii zajęć. Większość zapewne wie, że obowiązuje podział na pary damsko - męskie. Jednak co roku robię losowanie. Mam wypisane nazwiska chłopców, a każda uczennica musi podejść i wylosować parę.
Po klasie rozległy się jęki niezadowolenia.
- Wiem, że część z was się przyzwyczaiła, ale dobry muzyk nie boi się zmian. Zapraszam po kolei panie do siebie.
Każda z dziewczyn podchodziła. Musiała na głos wypowiedzieć nazwisko. Kiedy myślałem, że nauczycielka o mnie zapomniała, podeszła Ally. Wyjęła kartkę i powoli ją rozwinęła.
- Moon - powiedział, a jej głos rozległ się po całej klasie.
Kidy usiadła zdałem sobie sprawę z tego, że mogę mieć kłopoty.
- Co jeśli ktoś chce się zamienić? - zapytał Tom.
- W dzienniku mam już zapisane pary. Nic nie da się zmienić - odpowiedziała nauczycielka.
Zaczęła wymieniać zasady, a na mojej ławce wylądowała karteczka. Drżącymi rękoma ją rozwinąłem.
"Już po tobie Moon". 
Zdawałem sobie sprawę kto to napisał. Ale bałem się obejrzeć.
W połowie lekcji nauczycielka kazała nastroić nam instrumenty. Dostałem gitarę i stroik. Bez problemu ją nastroiłem. Bez problemu potrafiłem na słuch nastroić instrument. Już od ponad 10 lat uczę się grać, więc wiem jak powinna brzmieć.
- Panie Moon, czy już wykonał Pan zadanie? - zapytała, a ja skinąłem na znak zgody. - Więc podaj mi ją.
Podałem gitarę. Grała kolejne nuty na instrumencie. Zdawała się być pod wrażeniem.
- Doskonale.
Podała mi przedmiot. Poczułem jak duma rozpiera moją pierś. Jednak wiedziałem, że za tą pochwałę może być nie ciekawie.
Wszystko zdawało mi się być podejrzane.
Bałem się nawet spojrzeć w bok, by czasem nie zauważyć jakiegoś spojrzenia patrzącego na mnie z nienawiścią.
Pani kazała nam zapoznać się z nutami i chwytami na ksero, które przyniosła. Potem była lekcja wstępna z pisania tekstów. O szukaniu motywacji i weny.
- Panie Moon, jaki jest najpopularniejszy temat tekstów piosenek?
- Miłość - powiedziałem prawie szeptem
- Zgadza się.
Dalej ciągnęła lekcję, niby słuchałem, ale coś mnie męczyło. Czemu pytała mnie? niby innych też, ale to było dziwne. Jak wszystko dzisiaj. a może to tylko moja paranoja? Chyba tak.
- Więc na pierwszą pracę domową dostajecie napisanie tekstu na dowolny temat. - Wtedy rozległ się dzwonek. - Do widzenia.
Lekcja zakończyła się, a ja wręcz cieszyłem się, że mogę już wrócić do domu. Sunąłem się jednak do wyjścia bardzo wolno, jakbym miał nadzieję, że wszyscy niezbyt przyjaźnie nastawieni do mnie ludzie już sobie poszli.
Wtedy zatrzymał mnie Tom. Złapał mnie za koszulkę i zaczął grozić.
Jego wzrok był bardzo groźny. Aż po plecach przeszedł mi dreszcz.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Nie spodobałeś mi się od samego początku. A teraz zwinąłeś mi moją parę. Jak tak dalej pójdzie to zrobię ci z życia piekło, więc uważaj Moon, bo ja dopiero się rozgrzewam - skończył i mnie puścił.
Już miałem nadzieje, że od tak sobie pójdzie. Ale odwrócił się na pięcie i wymierzył mi cios w brzuch. Skuliłem się i zacząłem osuwać po ścianie.
- A to dla przypomnienia, że mnie nie wchodzi się w drogę.
Poprawił kurtkę i odszedł, jakby nigdy nic się nie stało. A ja powoli wstałem.
Jakim cudem on widzi we mnie jakiekolwiek zagrożenie? Jestem słaby, wątły i beznadziejny. Co ja mógłbym zrobić takiemu komuś jak on? Że niby miałbym mu odbić dziewczynę czy co? Nie rozumiem, o co mu chodzi.
Skierowałem się do wyjścia, a potem w stronę domu. Nie miałem powodu się spieszyć. Nie zależało mi.
Nie chciałem widzieć taty. Na samo wspomnienie jego wczorajszej miny robiło mi się przykro. Zacząłem się wyżywać na pierwszym kamyku, jaki wpadł mi pod nogi. Chciałem go kopnąć z całej siły, ale nawet to mi nie wyszło bo ledwo trafiłem w kamień.
Jak to jest, że nawet to mi nie wychodzi? Dlaczego wszystko czego się chwycę, zaczyna się walić? Było mi źle, bo moja rodzina mnie nie chce. Zaraz poczułem jak moje oczy robią się wilgotne. Ale powstrzymałem się od płaczu. Gdy doszedłem do drzwi. Chciałem się cofnąć, ale w sumie nie miałem gdzie. Żałowałem, że nie zabrałem szkicownika.
Ale już trudno. Drzwi otworzyły się i poczułem miły zapach. Ale nawet nie byłem głodny. Od jakiegoś czasu prawie nie chce mi się jeść. Może dlatego, że dużo siedzę i nic nie robię. Tak, to pewnie to.
- Synku, zrobiłam domową pizzę. - Mama wyjrzała z kuchni.
- Nie chce mi się jeść.
- Skarbie kawałek. Maleńki kawałeczek.
Nalegała, aż się zgodziłem. Ten zapach nigdy nie był mi obojętny. Uwielbiam ten domowy przysmak. Musiała doskonale wiedzieć, że na to na pewno się skuszę. Wszedłem do kuchni, a przy stole siedział tata.
Krótkie "cześć" i po sprawie. Potem zapanowała potwornie męcząc cisza.
- Jak w szkole? - zapytała rodzicielka.
- Dobrze, Pani Williams zadała nam tekst do napisania - rzuciłem od niechcenia, jedząc ciepły posiłek.
Nawet nie patrzyłem na ojca. Bałem się jego wzroku.
Sama jego obecność mnie stresowała, a wrażenie, że na mnie patrzy sprawiało, że z trudem przełykałem kolejne kawałki pizzy.
- Jakiego tekstu? Nie mów, że wybrałeś muzykę! Wiesz, że za brzdąkanie na gitarce nie utrzymasz rodziny!
Te słowa przelały czarę goryczy. Wiedziałem, że ma takie podejście o muzykach, ale usłyszenie tego od nie go samego...
Koszmar. Miałem nadzieję obudzić się z tego koszmaru. Ale tak się nie stało. Wstałem i jakby nigdy nic po podziękowaniu za obiad, wyszedłem. Dopiero gdy już byłem na schodach, obejrzałem się. Nikogo nie było, a ja pozwoliłem sobie na to by słone krople ponownie oblały moją twarz.
Szybko wpadłem do swojego pokoju i zamknąłem się na klucz. Rzuciłem plecakiem o ziemie, a sam opadłem bezradnie na łóżko.
Już nawet nie miałem siły płakać.
Miałem ochotę zniknąć, przestać być problemem. Zacząłem przeglądać książki. Nic nie było zadane poza tekstem. Było mi przykro, ale pomyślałem, że uda mi się coś wymyślić.
Przez cztery godziny siedziałem z gitarą na kolanach i głową pełną złych myśli. Tekst okazał się być lepszy niż na początku sądziłem. Trochę ponury, ale na chwilę obecną, nie stać mnie na nic innego.
Ponownie usłyszałem pukanie i chciałem je zignorować, ale tym razem mama się odezwała.
- Synku, zmienię ci chociaż opatrunki - prosiła.
- Nie. Nie trzeba. Sam dam radę.
Znowu to zrobiłem. Odepchnąłem ją mimo tego, że mogłem po prostu otworzyć drzwi.
Ale nie.
Wolę zostać sam. Kto wie, co mógłbym niechcący powiedzieć.
- Miłych snów synku. Nie przeszkadzam więcej – powiedziała z bólem w głosie.
Zrobiło mi się ciężko na sercu. Ale tak jest lepiej. Może szybciej przestanie boleć.
Podciągnąłem koszulkę i zobaczyłem jeszcze większy siniec niż ostatnio. W jednym miejscu już znikający, a w drugim nowy. Lepiej żeby nikt tego nie zobaczył.
Założyłem na uszy słuchawki i pogrążyłem się w muzyce. Tylko ona mi pozostała. Tylko ją teraz miałem. Nawet nie wiem kiedy sen zabrał mnie w lepsze miejsce.

3 komentarze:

  1. Boze, to jest takie smutne ;_;
    Az sie lzy same zbieraja.
    Cudownie napisanie.
    Czekam!

    -Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział smutny, ale obiecałam sobie, że nie będę płakać.
    Cudeńko <3
    Czekam na następny.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepięknie ukazujesz to jak czuje się nowa osoba w klasie i ofiara przemocy. Te opisy jego odczuć to kwintesencja wszystkiego.
    Jak tak dalej pójdzie to będzie się chciał zabić...
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń